Już dziś wiadomo, że w tym roku nie będzie tradycyjnego wielkanocnego barabanienia w Iłży. – Barabanienie iłżeckie to specyficzny zwyczaj, który jest intensywnie praktykowany – mówi Justyna Górska- Streicher, etnolog z Muzeum Wsi Radomskiej. Mieszkańcy Iłży nie wyobrażają sobie Świąt Wielkanocnych bez barabanienia.
Tradycja ta ma ponad 400 lat i jest kojarzona z bębnem z XVII w., który jest przechowywany w kościele. Tadycyjne barabanienie rozpoczyna się w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną. Kończy się o godzinie szóstej rano przed kościołem zapowiadając mszę rezurekcyjną. Jest to oznajmianie najważniejszej chwili dla chrześcijanina, czyli zmartwychwstania Jezusa. – Są wzmianki w literaturze, że już w okresie średniowiecza, po mszach rezurekcyjnych młodzi chłopcy doprowadzali do wybuchów – mówi Justyna Górska- Streicher. – Był to znak radości, symbolicznego rozstąpienia się ziemi, która rodzi nowe życie, ale również otwierającego się grobu Chrystusa, któremu towarzyszył huk.
Jedna z legend głosi też, że wielkanocne bębnienie jest związane z potopem szwedzkim, który miał miejsce w Iłży w okresie Wielkiej Nocy. Barabanienie przypomina dźwięk bębna, który miał być sygnałem szwedzkim do natarcia i wystrzały, które towarzyszyły podczas tego ataku.
W tym roku w Iłży bębniarzy nie zobaczymy. - Nie będzie takiego barabanienia, jakie wszyscy pamiętamy. Przepisy, które obowiązują w kraju niestety nie pozwalają nam na to. Ale zastanawiamy się nad inną formą, żeby jednak ten tradycyjny dźwięk tarabanienia się pojawił - mówi burmistrz Iłży Przemysław Burek.
Mieszkańcy będą mogli usłyszeć barabanienie z głośników umieszczonych na samochodzie. Auto przejedzie trasą, którą od lat pokonują iłżeccy barabaniarze.















Napisz komentarz
Komentarze