
- Pani dyrektor, czy Resursa Obywatelska jest domem kultury?
- „Dom kultury”, tak sobie myślę, brzmi bardzo fajnie. Bo z „domem”, jako takim, mamy zazwyczaj dobre skojarzenia, a „dom kultury” to miejsce wypełnione od piwnic po strych kulturą. W takim sensie Resursa jest domem kultury. Wydaje się, że w Polsce „dom kultury” ma jakieś złe konotacje; myślimy wtedy o czymś, co trąci prowincjonalizmem, może nudą. Czy taka jest Resursa? Każdy z państwa może sam sobie odpowiedzieć na to pytanie, odwiedzając nas prawie każdego dnia i wybierając spośród ogromnej oferty.
- Ale od takiego „zwykłego” domu kultury Resursa Obywatelska różni się znacząco – przede wszystkim rozmaitymi inicjatywami, które sięgają do źródeł, do historii Radomia, do tożsamości miasta.
- To taki nasz - mój - pomysł sprzed lat na Resursę. W Radomiu funkcjonuje kilka domów kultury, a ja uważam, że każda placówka powinna się jakoś definiować, wyróżniać, mieć swoją misję i wizję. Tak się składa, że Resursa Obywatelska to najstarsza placówka kultury w mieście; powstała w połowie XIX wieku jako fundacja obywatelska. Naturalne wydawało się więc, że nie tylko można, ale nawet należy w naszej działalności sięgać do źródeł, czyli do historii lokalnej. Tym bardziej, że – mimo, iż od lat się od tym mówi – w Radomiu ciągle nie ma muzeum historii miasta, czyli placówki, która z definicji zajmowałaby się propagowaniem lokalnej historii, tradycji. Postanowiła to robić Resursa.
- Co znaczy słowo „resursa”?
- Tu znowu wracamy do historii, do połowy XIX wieku. To kalka z języka rosyjskiego - „riesurs” to po rosyjsku „klub towarzyski”. Również na terenie Polski car pozwolił na tworzenie takich klubów i zaczęły one licznie powstawać. Nazwę do dziś zachowało kilka placówek, ale mało kto pamięta, co znaczy samo słowo. Niestety, nie tylko nie pamiętamy obecnie, co znaczy „resursa”, ale i odeszliśmy w większości od pojmowania obywatelskości tak, jak rozumieli to twórcy resurs. Dla nich bycie świadomym obywatelem znaczyło bycie kimś, kto interesuje się kulturą, sztuką, swoim otoczeniem. I to wszystko miało się ogniskować w resursie. My do tego, w radomskiej resursie - mam nadzieję - w jakiś sposób powracamy.
- Żeby wiedzieć, kim jesteśmy, dobrze jest znać swoją historię. Człowiek bez znajomości
- Także cykliczne spotkania „Historia cię szuka”. Mają różną formę; spotkania odbywają się u nas, a innym razem – jak w tej chwili - wędrują po szkołach. W ramach cyklu proponujemy promocje książek o Radomiu, ale też filmy. Przypomnę, że Resursa Obywatelska ma własne studio filmowe. Realizujemy produkcje, które nie miałyby szans na zaistnienie, na przebicie się na rynku ogólnopolskim, ale dla nas - dla społeczności lokalnej, dla radomian - mają ogromne znaczenie. Kto zrobiłby film o ks. Sedlaku, o radomskich Żydach, o Kazimierzu Ołdakowskim, o dr. Adolfie Tochtermanie czy o innych ważnych dla historii Radomia postaciach? Robimy to my.
- Najmłodszym pomysłem Resursy jest Anima Urbis, czyli...
- Poszukiwanie ducha miasta.
- Które to poszukiwania z roku na rok mają coraz więcej zwolenników.
- Rzeczywiście. I jest to o tyle fajne, że Anima Urbis wymaga naprawdę sporego zaangażowania od uczestników. Wszystko dzieje się bowiem poza Resursą, w nocy i jeszcze wędrujemy przez Radom rozmaitymi szlakami. Zaczęliśmy od zwiedzania radomskich kościołów, potem o północy byliśmy na cmentarzu przy ul. Limanowskiego, ale też odwiedziliśmy dawny Radoskór, zdobyliśmy wieżę ciśnień i obejrzeliśmy radomskie lotnisko. Radomianie wędrują z nami w różny sposób – na rowerach, na piechotę; niektórzy ze stołeczkami, są całe rodziny z wózkami, w których pokrzykują albo usypiają dzieci.

- Tegoroczna Anima Urbis będzie poświęcona 40. rocznicy wydarzeń radomskiego Czerwca. To najważniejsze wydarzenie najnowszej historii Radomia, ale też specyficzne. Bo 25 czerwca 1976 roku ludzie wyszli rano – tak, jak każdego innego dnia – do pracy. Nikomu po głowie nie chodziły żadne rewolucje i dopiero sytuacja w ciągu dnia postawiła ludzi przed wyborem: albo zdecyduję się powiedzieć „nie”, licząc się z konsekwencjami, albo nadal będę traktowany tak, jak w PRL-u traktowano obywateli - jako bezwolną masę. Chcemy przypomnieć tamte wydarzenia, ale także przybliżyć klimat tamtych lat, pokazać, jak się wtedy żyło, co się nosiło, czego się słuchało i co nuciło. Zaczniemy od budynku Lasów Państwowych, który w 1976 roku był siedzibą KW PZPR, a skończymy na terenie ówczesnych Zakładów Metalowych. Po drodze będzie kilka przystanków – m.in. w muszli koncertowej czy przy fontannach, bo przypomnę, że właśnie w 1976 roku ul. Żeromskiego stała się deptakiem. Już dzisiaj zapraszam noc z 18 na 19 czerwca. Mam nadzieję, że i ta Anima Urbis pozostanie w pamięci naszych gości na długo.
- To są działania niekomercyjne, to się nie opłaca.
- Myślę, że – niestety – cała kultura w pewien sposób, jeśli myśleć o niej w takim księgowym zestawieniu „winien” i „ma”, byłaby działalnością nieopłacalną. Ale na pewno nie możemy tak patrzeć ani na kulturę, ani na działalność instytucji kultury. Bo to kultura stanowi o tym, kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, jakimi jesteśmy ludźmi.
- Anima Urbis to pani pomysł? To są w ogóle pani pomysły?
- No, tak. Od tego jest dyrektor, żeby m.in. siedział i myślał, wymyślał.
A jeśli jeszcze umie do tego przekonać innych, to impreza wychodzi.
- Które z wydarzeń jest pani ulubionym? Ma pani w ogóle takie?
- Trudno powiedzieć. Nad każdą naszą inicjatywą długo w Resursie pracujemy i bierze w tym udział cała załoga, długo rozmawiamy, dopieszczamy pomysły. Każdego dnia próbujemy zrobić coś nowego. Nawet jeżeli mamy wydarzenia cykliczne... Bo uważam, że to bardzo ważne dla każdej placówki kultury - posiadanie określonego kalendarza wydarzeń; w Resursie kiedy przychodzi wrzesień, to mamy Uliczkę Tradycji, grudzień to festiwal kolęd, kiedy jest kwiecień, mamy Spotkania z Kulturą Żydowską „Ślad”, potem z kolei Festiwal Filozofii „Okna”. Jeśli więc mamy cykliczne wydarzenia, to za każdym razem dokładamy jakieś nowe elementy, odnajdujemy nowe wątki i próbujemy jak najbardziej zaskoczyć naszych widzów. Myślę, że każdy z nas znajduje w Resursie coś dla siebie.

- Sądzę, że się udaje. Czy dzieje się to szybko czy wolno, nie wiem. Ale np. przed każdą Uliczką Tradycji dostajemy telefony, z pytaniem „jaki będzie temat w tym roku”. Radomianie próbują nam coś podpowiedzieć do programu albo przynoszą jakieś swoje osobiste pamiątki albo opowieści, którymi chcą się z nami podzielić. To jest naprawdę bardzo, bardzo fajne. Więc chyba się udaje. I pokazuje, że jesteśmy na odpowiedniej drodze.














