Chałtura na cmentarzach
Współczesne odwiedzanie cmentarzy na początku listopada, zapalanie zniczy na grobach, upiększanie ich kwiatami i wiązankami ma swoje korzenie w pogańskim obrządku, zwanym
niegdyś dziadami lub chałturami. W nocy z 1 na 2 listopada ludność wiejska, w absolutnej ciszy, wędrowała na cmentarz, by wywołać tam dusze zmarłych. Obowiązkowo należało wziąć ze sobą jedzenie, jakieś napoje, by zadowolić przybyłą z zaświatów duszę. Ceremonii przewodniczył guślarz, starszy z ludu. Palono ogniska przy grobach, ponieważ wierzono, że ma on oczyszczającą moc (stąd teraźniejsze znicze). Wszystkie czynności wykonywano po to, by dusza nie błąkała się po ziemi i nie straszyła. Słowianie wierzyli, że zmarli dzielą się na dwie grupy: na szczęśliwych - zmarli naturalnie i na nieszczęśliwych - zmarli nagle, samobójcy, wisielcy, topielce, nienarodzone dzieci, matki, które umarły przy porodzie. Ci pierwsi mogli po śmierci stać się dobrymi duchami domowymi, a ci drudzy wręcz przeciwnie - przeobrażali się w demony, straszące ludzi w nocy, w lesie itp. Zwano ich potocznie upiorami, lichami, marami, strzygami, wilkołakami - w zależności od tego, gdzie i kiedy straszyły. Obrzęd wywoływania duchów był popularny na Ukrainie, Litwie i Białorusi. W dzisiejszych czasach, kiedy młodzież czyta "Dziady" część II Adama Mickiewicza uważa ten ceremoniał za science-fiction albo za kompletna bzdurę, a przecież jest to nasza historia. Polska należy do grupy narodów słowiańskich i ich dawne wierzenia były wyznawane i na naszych terenach. Zwłaszcza, że obecna tradycja odwiedzania grobów zmarłych w 1 i 2 dzień listopada pochodzi właśnie z dawnej, słowiańskiej Polski i jej kultywowanie jest naszym obowiązkiem.














