Nie, na szczęście (a może wręcz przeciwnie) nie są to problemy
sportowe. Justyna Kowalczyk boryka się z czymś o wiele trudniejszym –
emocjonalnie nie potrafi się zaangażować w relacje z ludźmi.
Pozwolę sobie przypomnieć – kilka miesięcy temu olimpijska medalistka
przyznała dla "Gazety Wyborczej", że ma spore problemy osobiste. Walczyła i
wciąż walczy z depresją, a niespełna dwa lata temu poroniła. Na dodatek
nieudany związek z pewnym dziennikarzem TVP (żonatym!) odbił się na jej
psychicznym zdrowiu. Jak dziś przyznaje dla miesięcznika „Pani”, przez ten
czas dorosła i nie jest już dłużej naiwną owieczką:
"Coś się skończyło, coś się zaczęło. Skończyła się młodość.
Zaczęła dorosłość. Ale już chyba nie będę nigdy taką wesołą i ufną
kobietą, jaką byłam kiedyś. Choć pewnie pozostanę bardziej naiwna niż 90
proc. osób. Na pewno nie jestem zamknięta, ale bliskich relacji nie
buduje się w ciągu tygodnia czy dwóch, a tych powierzchownych nie lubię.
Lepiej było dostać kopa w wieku lat trzydziestu niż po czterdziestce albo po pięćdziesiątce".