Przed nami piąty z rzędu, a szósty w historii klubu sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zadomowiliście się już chyba w Ekstraklasie?
- Grzegorz Gilewski, właściciel Radomiaka Radom: - To pięknie brzmi: piąty sezon z rzędu Radomiaka w Ekstraklasie. Oczywiście jesteśmy bardzo z tego zadowoleni. Wydaje się, że jesteśmy w najlepszym momencie historii, ale trzeba iść do przodu, walczyć dalej. Ten sezon będzie na pewno bardzo, bardzo trudny. Wydaje mi się, że te zespoły, które obecnie są w Ekstraklasie to najsilniejszy skład od czasu, kiedy gramy na tym poziomie.
W zespole zaszło sporo zmian w letniej przerwie. Jest też nowy dyrektor sportowy. Oktawiana Moraru zastąpił Antonio Ribeiro. To też zmiana modelu budowania drużyny?
- Z Antonio Ribeiro znamy się już od wielu lat. Antonio współpracował z nami wcześniej od kilku sezonów. Przyjeżdżał do nas do Radomia, odwiedzał klub. Byliśmy z nim w stałym kontakcie. Pracuje już tak na pełny etat u nas od poprzedniego okienka transferowego. To, co robiliśmy w poprzednim okienku to też jego zasługa i jego wkład.
Ostatnio szerokim echem odbiło się odejście z drużyny Paulo Henrique. Czy możemy zdradzić kulisy? Bo pewnie sporo niedomówień powstało w tej sytuacji. Przypomnijmy, że zawodnik chciał jednostronnie rozwiązać kontrakt z Radomiakiem ze względu na problemy rodzinne.
- Na pewno jest to duża strata dla zespołu. Nie spodziewaliśmy się odejścia Paulo z drużyny. Był to nasz podstawowy zawodnik w poprzednim sezonie. Naszym celem w ogóle było utrzymanie większości zawodników, żeby nie zmieniać na wielu pozycjach. I Paulo to był ten zawodnik, który powinien z nami zostać i grać w najbliższym sezonie. Niestety sytuacja wygląda inaczej. Paulo ze względu na swoją sytuację rodzinną, którą znam troszeczkę szerzej, ale nie chciałbym tutaj o niej mówić, bo to są jednak prywatne sprawy Paulo, zdecydował się tak naprawdę jednostronnie rozwiązać kontrakt i wyjechać do Portugalii po to, żeby być bliżej rodziny, bliżej własnych dzieci.
Wracając jeszcze do tego okresu przygotowawczego. Czy jesteście z niego zadowoleni? Wiadomo, że wyniki sparingów, najważniejsze nigdy nie są. Oczywiście zawsze lepiej wygrywać, ale nie to jest najważniejsze na tym etapie, bo wygrywać trzeba w lidze.
- Ja bym podzielił na dwa aspekty ten okres przygotowawczy. Jeden to aspekt typowo szkoleniowy i treningi. Przygotowywaliśmy się na własnych obiektach sportowych. Mamy teraz tam bardzo dobre warunki, więc okres przygotowawczy można uznać za udany, jeżeli chodzi o tę część sportową. Natomiast mieliśmy też swoje problemy, głównie zdrowotne. W treningach od początku nie uczestniczył Rafał Wolski, który już nie zagrał w naszym ostatnim poprzedniego meczu z Motorem Lublin. Reprezentant Litwy, Paulius Golubickas, który był na zgrupowaniu swojej kadry, też doznał kontuzji i zmagał się z nią właściwie przez cały okres przygotowawczy. Roberto Alves też od początku nie uczestniczył w zajęciach, więc mieliśmy swoje problemy. Tak naprawdę może nam zabrakło 2-3 tygodnie, żeby być w optymalnej formie do tego pierwszego meczu ligowego.
Siódme, dziesiąte, piętnaste i ostatnio dwunaste miejsce. To są pozycje Radomiaka w Ekstraklasie w ostatnich sezonach, gdzie często byliście skazywani na pożarcie, typowani przez ekspertów jako jeden z kandydatów do spadku. Jaki jest cel na ten najbliższy sezon?
- Ta historia pokazuje, że nawet będąc pierwszej lidze byliśmy kandydatem do spadku, a awansowaliśmy do Ekstraklasy. Tak jak mówiliśmy wcześniej, piąty sezon w Ekstraklasie to jest coś wyjątkowego w 115-letniej historii klubu. Trzeba się z tego bardzo cieszyć. Ja mam czasami wrażenie, że w ogóle już radomianie przyzwyczaili się do Radomiaka w Ekstraklasie, że Radomiak zawsze tam był i to jest normalne, że my tam będziemy grać. My doskonale wiemy, że to nie jest takie proste. Jest wiele dużych klubów, z większą historią niż my w Ekstraklasie, które chciałyby tam teraz grać, a ich tu nie ma. Cele na ten sezon? Oczywiście cel numer jeden, to jest zadowolić naszych kibiców swoją postawą na boisku, a ponadto celem jest spokojne utrzymanie w Ekstraklasie. Ale w tym sezonie, już nie jesteśmy u bukmacherów czy ekspertów piłkarskich kandydatem do spadku.
Przejął pan Radomiaka w ostatnich miesiącach. Skąd taka decyzja i dlaczego wrócił pan teraz do klubu w tej roli?
- Ja z Radomiakiem tak naprawdę jestem związany od sezonu 2015/16. Wtedy to był trzeci poziom rozgrywkowy. Wtedy dołączyłem razem ze Sławkiem Stempniewskim do klubu z ambicjami na grę w Ekstraklasie. Jak mówiliśmy o tym głośno, no to pamięta pan reakcję kibiców. Przypomina mi się takie słynne stwierdzenie ówczesnego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, pana Zbigniewa Bońka, który powiedział, że Radomiak nigdy nie będzie grał w Ekstraklasie. A to się jednak udało. Dlaczego taka moja decyzja powrotu w roli współwłaściciela do klubu? Jak doskonale wiemy, w okresie zimowym stanęliśmy w takim dosyć trudnym momencie. Kadra zespołu, która wtedy była, nie gwarantowała moim zdaniem utrzymania zespołu w Ekstraklasie. Trzeba było podjąć trudne decyzje związane z przebudową tego zespołu, a co za tym idzie, troszeczkę zainwestowaniem środków finansowych w Radomiaka. Mówiłem o tym głośno, że klub wymaga dofinansowania i wymaga przede wszystkim zmiany kadrowej, przebudowy. Doszliśmy do porozumienia ze swoimi kolegami, współudziałowcami. Podjąłem rękawice, wziąłem odpowiedzialność po części na siebie. Dzisiaj jesteśmy w Ekstraklasie, więc się udało, choć w tamtym czasie niewielu liczyło na nas, że będziemy w stanie zostać na tym szczeblu. Już po moim dołączeniu do klubu w roli udziałowca, zrobiliśmy kilka transferów, m.in. Tapsoba, Dadashov czy Agouzoul i to wszystko po to żeby być spokojnym i ciągle cieszyć się z Ekstraklasy w Radomiu.
Można powiedzieć, że klub był na krawędzi, miał problemy organizacyjno-finansowe i teraz to staracie się prostować?
- Tu w Radomiu bardzo często w stosunku do Radomiaka używane są słowa: "na krawędzi" czy "bankrutują". Ja pamiętam historię Radomiaka i nasze bankructwo już ogłaszano kilkukrotnie w tym mieście. To nie chodziło tylko o kwestie organizacyjno-sportowe i finansowe. To w ogóle chodziło o pomysł na klub. Ktoś musiał wziąć jednoosobowo odpowiedzialność i wyznaczyć drogę, jak to powinno wyglądać. Więc to było wiele aspektów, na które trzeba było się zdecydować i podjąć konkretne kroki.
To w jaką stronę będzie teraz zmierzał Radomiak?
- W stronę stabilizacji, w stronę umocowania swojej pozycji w Ekstraklasie, w stronę dalszego rozwoju sportowego, ale również infrastrukturalnego i organizacyjnego. Chcemy, aby marka Radomiak, która już dzisiaj jest bardzo dużą i rozpoznawalną marką, możemy powiedzieć śmiało, marką numer jeden w Radomiu, żeby ona była coraz bardziej rozpoznawalna również w Polsce. Dzisiaj, mamy się czym pochwalić, bo pamięta pan lata 2015-2016? Gdzie była siedziba klubu? Czy mieliśmy swoje boiska treningowe?
Nie było siedziby, nie było boisk treningowych, nie było też stadionu.
- Tak naprawdę, jak przychodziliśmy do klubu, Radomiak właściwie nic nie miał. Na szczęście zapadła najważniejsza decyzja o budowie stadionu. Prezydent miasta Radomia, pan Radosław Witkowski podjął taką decyzję o budowie stadionu i to była kluczowa decyzja. My tak naprawdę nie mieliśmy gdzie trenować, nie mieliśmy własnych biur, nie mieliśmy gdzie się spotykać. Dzisiaj łatwo popatrzeć, że nasze dzieci, które się niczym nie różnią od dzieci w Lublinie, w Szczecinie, mają podobne warunki do treningu. To się jednak wiązało z dużymi nakładami przez te lata, zarówno finansowymi, jak i organizacyjnymi. Przypominam, że my zbudowaliśmy obiekty treningowe na Koniówce za ponad 30 milionów złotych. To jest inwestycja, która już tam się wydarzyła, ale to nie jest koniec. My ciągle myślimy o tym, żeby to rozwijać. W 2015 czy w 2016 roku, kiedy mówiliśmy, że chcemy grać w Ekstraklasie, wszyscy się uśmiechali pod nosem. Ale gdybym wtedy powiedział, że Radomiak podpisze umowę partnerską z Benficą, to jeszcze większy byłby ubaw. Dzisiaj Radomiak ma, jako jedyny klub w Polsce, umowę partnerską z jednym z największych klubów na świecie. Nasze dzieci już za moment będą szkolić najlepsi trenerzy z Portugalii, z Benfiki, którzy tu przyjadą i będą za dosłownie miesiąc prowadzić z nimi zajęcia. Nasze dzieci mają prostą drogę do Lizbony, gdzie będą mogli rywalizować i podglądać, jak ich rówieśnicy, najlepsi w swojej kategorii na świecie, trenują, jak się przygotowują. Postęp, przyzna pan, że bardzo duży.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE --->















Napisz komentarz
Komentarze