Spotkanie odbyło się w Kamienicy Deskurów. Już kilkadziesiąt minut przed jego rozpoczęciem wypełniły się wszystkie miejsca. To było jedno z najważniejszych spotkań w tegorocznym kalendarzu Miejskiej Biblioteki Publicznej w Radomiu.
- Bardzo długo czekaliśmy na możliwość zorganizowania tego wydarzenia. Staraliśmy się o to od kilku miesięcy. Dzięki uprzejmości i wsparciu Wydawnictwa Poznańskiego w końcu się udało. Ksiądz Adam Boniecki odwiedza nas specjalnie z tej okazji. Bardzo nas cieszy frekwencja. Jak widać, przerosła ona też nasze oczekiwania, bo nie mamy wystarczającej liczby krzeseł, ale mam nadzieję, że to nie będzie tak duża niedogodność. Tego typu wydarzenia to też jest wizytówka biblioteki. Bardzo chcielibyśmy częściej gościć tego typu nazwiska w Radomiu - mówi Przemysław Czaja, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Radomiu.
Spotkanie poprowadził Jacek Ślusarczyk, wydawca "Tygodnika Powszechnego". Ks. Adam Boniecki mówił m.in. o swoim dzieciństwie w Potworowie.
- Ja tam spędziłem pierwsze sześć lat życia, więc to nie jest dużo, żeby pamiętać. Pamiętam to jako taki wspaniały okres spokoju, kąpieli w wannie, którą się wystawiało do parku i tak żeśmy się chlapali w tej wannie z bratem. Brat jest zawsze w mojej pamięci, odkąd pamiętam, bo on był półtora roku młodszy ode mnie. Pamiętam takie obrazy z Potworowa, że mój ojciec często jeździł do Radomia samochodem, ale po co, nie wiem dokładnie. Pewnie coś załatwiał - mówił ks. Adam Boniecki.
Ks. Boniecki nawiązał także do "Testamentu", czyli swojej najnowszej książki. Pisze w niej o przemijaniu, starości, chorobach i samotności, ale także udarze, którego doświadczył kilka lat temu.
- Po prostu myślałem, że umrę od tego, co mi się z mózgiem stało i będzie koniec i zakopią mnie, powspominają i zapomną. Potem ta wiara wraca, ale wraca z taką nieufnością do słów, że wszystkie obrazy, słowa, którymi się posługujemy, którymi sam się posługiwałem, są bardzo luźnym przybliżeniem. Co to będzie? Zobaczymy, nie wiadomo - mówił publicysta.
Publicysta mówił także o przewartościowaniu niektórych rzeczy pod koniec życia. M.in. pisania.
- Dawniej to było dla mnie strasznie ważne. Ja siebie jakoś kreowałem w tym pisaniu. Nie bardzo świadomie, ale to była czynność, która mnie szalenie absorbowała. W tej chwili nie. Nie wiem, co to jest, ale piszę jak najporządniej, jak najprzyzwoiciej potrafię, ale nie jest to takie spalające - mówił ks. Boniecki.
Po spotkaniu uczestnicy mieli okazję do zadawania pytań i otrzymania autografu na egzemplarzu książki.















Napisz komentarz
Komentarze