
Brytyjski wokalista najwyraźniej przeżył naprawdę ciężkie chwile na swoim ostatnim koncercie w warszawskiej Stodole. Wielu fanów było gotowych zapłacić minimum 150 złotych, żeby dostać się do klubu i obejrzeć swojego idola na żywo. Niezwykle musieli się więc zawieźć kiedy po 30 minutach artysta... zszedł ze sceny obrażony. Jak się okazało, ktoś w pierwszym rzędzie rzucił niemiły komentarz pod jego adresem. Agent Morrisseya wyjaśnił sytuację zaraz po zniknięciu za kulisami wokalisty.
"Jeden z widzów stojących blisko sceny wypowiedział niezwykle obraźliwe i szowinistyczne słowa pod adresem Artysty. Zaistniała sytuacja zmusiła Artystę do opuszczenia sceny" – przyznaje Agent Steven'a Morrissey'a.
Jedynym pocieszeniem jest fakt, że widzowie zostali zaproszeni na koncert w krakowskiej Łaźni Nowej, który odbędzie się jutro. Ale czy nie wydaje Wam się, że Brytyjczyk jest nieco... foszasty?














