
„23 lipca 2011 roku około godziny 16:00 Winehouse została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu w londyńskiej dzielnicy Camden. Policja obecna w domu piosenkarki potwierdziła informację o jej zgonie, jednak jego przyczyna nie była jeszcze znana.26 października 2011 ujawniono wyniki rutynowego dochodzenia w sprawie ustalenia przyczyny śmierci Amy Winehouse, którym kierowała koroner Suzanne Greenaway (której wprawdzie później zarzucono brak ustawowego wymogu 5 lat praktyki sądowniczej - wymaganej od koronera - ale to uchybienie nie miało wpływu na wynik jej raportu). Postępowanie wykazało, że był zgon Amy Winehouse nastąpił w wyniku nieszczęśliwego wypadku spowodowanego dobrowolnym wypiciem dużej ilości alkoholu, po czym doszło do wstrząsu wywołanego zatruciem alkoholowym po okresie abstynencji. Jak ogłoszono kilka godzin po ukazaniu się raportu z dochodzenia, Winehouse miała 416 mg alkoholu na 100 ml krwi, co odpowiada 4 promilom.” - podaje Wikipedia. Jednak życie i śmierć Amy Winehouse zainspirowała wielu do poszukiwania swojego szczęścia w muzyce. Wielu się nie udało, jednak jedną ze szczęśliwców, którzy się wybili okazuje się… Adele. Piosenkarka, której przedstawiać nie trzeba, bo przeboje takie jak „Skyfall”, „Hello”, „Rollin in the Deep” czy „Someone Like You” robią to za nią, przyznała w ostatnim wywiadzie dla „The Sun”, że to właśnie sława najbardziej ją przeraża.
„Ludzie myślą, że nienawidzę być sławna. To nie prawda. Boję się sławy. Patrzyłam na upadek i śmierć Amy. To jeden z powodu moich obaw. Wszyscy doskonale się bawiliśmy jej problemami i obserwowaliśmy, jak niszczy sobie życie. To było po**erdolone i smutne! Ale gdyby ktoś pokazał mi jej zdjęcia, na którym wygląda źle - popatrzyłabym na nie. Ten poziom zainteresowania mnie przeraża.”
Widzicie? Show biznes, to nie tylko stokrotki i róże.














