
Polacy to niezwykle obrotny naród. Wystarczy znaleźć niszę na rynku. Jedną z nich jest rezerwacja terminów. Nie trzeba mieć własnych biur czy też sekretarek, wystarczy mieć trochę szczęścia i niewielką pulę pieniędzy do zainwestowania.
Coraz więcej osób oferuje odkupienie terminu przyjęcia. Nierzadko zdarza się, że do sali dorzucona jest również i orkiestra bądź też DJ. Pierwsza nasuwająca się myśl to: Och, jaka biedna para, coś się popsuło i musieli zrezygnować z wesela... Nic bardziej mylnego. Są to tak zwani kolekcjonerzy. Szukają najlepszych sal, bukują odległe terminy, które z góry wiadomo, że będą oblegane, płacą zaliczkę i czekają. Ostatnim krokiem jest umieszczenie ogłoszenia o posiadanej ofercie. Gdy już chętne, zdesperowane z powodu braku miejsc pary narzeczeńskie zgłaszają się w sprawie danej propozycji, kolekcjonerzy odsprzedają termin - oczywiście z odpowiednią marżą. Wyższa cena nie odstrasza przyszłych małżonków, wręcz przeciwnie. W taki sposób obie strony są zadowolone. Para ma wyjątkowy termin, a sprzedawca pieniądze z transakcji. Ale czy jest to uczciwe? Ponoć najlepszym sposobem na zostanie milionerem jest znalezienie dobrego i unikalnego pomysłu...
Choć w naszym rejonie sal weselnych nie brakuje, terminy są zajęte już na parę lat do przodu. W tym roku dostępne są terminy już wyłącznie późnojesienne. Jeśli ktoś zdecyduje się na tegoroczne wesele, dużego wyboru mieć nie będzie.













