Szczyt Chimborazo, wznoszący się na 6 263 metrów nad poziomem morza, stanowi imponujący symbol Ekwadoru. Choć Mount Everest jest wyższy, Chimborazo wyróżnia się faktem, że sięga najdalej w kosmos, mierząc odległość od środka Ziemi. - To było wspaniałe przeżycie i jak dotąd moja najtrudniejsza wyprawa. Długa i mozolna droga, która zaczęła się wiele miesięcy wcześniej ciężkimi treningami i miała właśnie tutaj swój finał – mówi miłośnik gór Paweł Pyzara.
Warto wiedzieć, że na Chimborazo panują specyficzne warunki klimatyczne. Niskie temperatury, silny wiatr oraz ograniczona widoczność mogą skutecznie utrudniać wspinaczkę. - Przygotowanie głowy, znalezienie odpowiedniej motywacji i siły na takie wyzwanie jest równie ważne jak trenowanie ciała – opowiada Paweł Pyzara. - Często, gdy brakuje oddechu wchodzi się głową. Tym razem motywacją były moje dzieci, które wchodzą w dorosłe życie – podkreśla.
Chimborazo oferuje niezapomniany widok na andyjski krajobraz, tworząc niepowtarzalne doświadczenie dla tych, którzy osiągnęli tą majestatyczną wysokość. Jednak najpierw trzeba przejść aklimatyzację i pokonać wszystkie przeciwności, by dotrzeć na sam szczyt. - Aklimatyzację przeszedłem wędrując Aleją Wulkanów: Pasochoa (4 200 m n.p.m), Pichincha (4 784 m n.p.m), a w końcu Chayambe (5 790 m n.p.m.) – ten szczyt to tak naprawdę pokonanie trudnego lodowca, z wieloma szczelinami i wyziewami siarkowodoru. Po dwóch dniach odpoczynku w Banios i podejściu do basecamp pod szczytem 2 sierpnia, mieliśmy krótki nocleg w namiotach na wysokości ok. 5 300 m. Na atak szczytowy pobudka zaplanowana była po godz. 22:00. Zjedliśmy szybkie śniadanie/kolację i wyszliśmy około północy w zespołach trzyosobowych. Początek podejścia odbył się po oblodzonej skale, a miejscami czekała na nas wspinaczka w pionie. Wejście na lodowiec wiązało się z mozolną trasą, a przede wszystkim coraz większymi trudnościami związanymi z wysokością i coraz niższą temperaturą. Nad ranem zerwał się wiatr, a temperatura odczuwalna spadła do -30 stopni Celsjusza. To był czas kiedy zamarzła mi woda i żele. O świcie byłem na pierwszym szczycie (6 250 m n.p.m.), krótka przerwa i podejście na wierzchołek – relacjonuje Paweł Pyzara. - Nie pamiętam ile to trwało, wydawało się prosto i dość płasko, a jednak organizm już mocno odczuwał wysokość i zmęczenie. Po nieco ponad sześciu godzinach byłem na szczycie Chimborazo – podsumowuje.
To nie pierwszy zdobyty szczyt przez Pawła Pyzarę, który na co dzień jest prezesem radomskiej firmy z branży IT, dostarczającej oprogramowanie do zarządzania firmą. Miłośnik gór umiejętnie łączy prowadzenie biznesu ze swoją wielką pasją. Za sobą ma już wspinaczkę na Ararat (5 165 m n.p.m.) – najwyższy szczyt w Turcji, Dżabal Tubkal mierzący 4 167 m n.p.m., Kilimandżaro (5 895 m n.p.m.) czy uśpiony wulkan, będący najwyższym szczytem Meksyku – Pico de Orizaba (5 636 m n.p.m.). - Działam biznesowo na wymagającym rynku IT. Jestem świadomy odpowiedzialności za realizacje, jakie prowadzimy dla naszych klientów. Ale na szczęście nie jestem w tym sam. Mam wspaniały zespół specjalistów, na którym mogę zawsze polegać, a firmę Prospeo prowadzę z moim wspólnikiem już ponad 7 lat – opowiada Paweł Pyzara. – Dzięki takiemu wsparciu mogę ze spokojem ducha poświęcić czas na swoją pasję – dodaje.
Poza wspinaczką regularnie bierze udział w górskich maratonach i ultra maratonach podczas wydarzeń, takich jak: „IX Festiwal Biegu Rzeźnika” (53 km), „Winter Ultra Trail Małopolska” (35km) 2 tys. metrów przewyższenia, trasą wiodąca przez tereny Beskidu Wyspowego i Gorców, Garmin Ultra Race, Lament Świętokrzyski czy „Bieg Zbója” po Beskidach.
- Treningi przygotowujące organizm do skrajnego i długiego wysiłku (w mojej opinii trudniejsze i bardziej wymagające niż biegi ultra) są bardzo ważne – podkreśla Paweł Pyzara.




























Napisz komentarz
Komentarze