Wojewódzki Konserwator Zabytków wydał zgodę na wycinkę około 90 chorych drzew. W większości są to topole. Ludzie, którzy mieszkają w sąsiedztwie Parku Leśniczówka nie zgadzają się na tak przeprowadzoną rewitalizację i składają protest do prezydenta Radomia. - Jesteśmy oburzeni tym, co w tej chwili dzieje się w parku. Wycinane są najpiękniejsze, a co najważniejsze zdrowe drzewa, które nikomu nie zagrażały. Jedno z nich miało prawie 2 metry średnicy. Aby drzewo wyrosło do takich rozmiarów, potrzeba wielu lat. Oprócz tego wycięto też krzewy, które rosły wzdłuż alei parkowych. Co ciekawe, nie wykarczowano starych i chorych jabłoni, które są pozostałością po ogrodzie owocowym. W tej sprawie wysłaliśmy już protest do prezydenta Radomia, w którym żądamy zaprzestania wycinki drzew. Do pisma dołączyliśmy około 50 podpisów ludzi, którzy są przeciwni tej rewitalizacji. Gdyby nie to, że zależało nam na jak najszybszym dostarczeniu pisma, to tych podpisów byłoby kilkaset. W tej chwili czekamy na odpowiedź magistratu - powiedziała Dorota Tomal-Łoś, autorka protestu.
Stanowisko Urzędu Miasta jest jednoznaczne - rewitalizacja Parku Leśniczówka była konieczna.
- Zapewniam, że wycinka drzew jest prowadzona zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Żadne drzewo nie zostało usunięte przypadkowo. Wycinka została zatwierdzona przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Zdecydowana większość wykarczowanych drzew to topole, które w opinii dendrologów są chwastami. Żywotność tych drzew sięga 30 lat. Po tym czasie większość z nich jest spróchniała i chora. Zagrażały one bezpieczeństwu spacerowiczów. Oprócz tego, topole mają bardzo rozbudowany system korzeniowy, co powoduje, że inne drzewa nie mogą w prawidłowy sposób rozwijać się. Jednocześnie zapewniam, że wkrótce na miejsce starych drzew pojawią się młode sadzonki. Po rewitalizacji park zyska nowy blask - wyjaśnia Ryszarda Kitowska z zespołu prasowego radomskiego magistratu.
Zdaniem obrońców Leśniczówki w tej chwili park wygląda jak krajobraz po burzy. - Niestety, ale park stracił swój klimat. Pochodzę z rodziny leśników i pamiętam, jak mój ojciec sadził te drzewa, które teraz w bezmyślny sposób są karczowane. Nie wierzę w to, że młode sadzonki w jakiś sposób zapełnią tę lukę po tych wyciętych drzewach. W naszym mieście sadzono już wiele drzew i każdy wie, z jakim skutkiem. Część sadzonek została zniszczona przez wandali, inne uschły, bo nikt się nimi nie zajmował. Obecnie nasz zabytkowy park wygląda jak po przejściu halnego. Mamy nadzieję, że ktoś wreszcie skończy z tą wycinką - zakończyła Dorota Tomal-Łoś.













