Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu Radio Rekord Radom 29 lat z Wami Radio Rekord Radom 29 lat z Wami
sobota, 27 grudnia 2025 03:20
Reklama

Studencka kuchnia

Nie zna życia, kto nie mieszkał w akademiku. Tylko tam naprawdę zasmakować można, co to znaczy być studentem. Dosłownie i w przenośni.


Zaprawdę, studencka pomysłowość, w połączeniu z notorycznym brakiem kasy potrafi powołać do życia prawdziwe fenomeny, zjawiska, o jakich się filozofom nie śniło.

Kiedyś dwóch moich kumpli z akademika dostało od jakiejś ciotki ze wsi ponad dwieście jaj. Panowie długo się nie namyślali – postanowili żywić się wyłącznie jajami, a zaoszczędzone na jedzeniu pieniądze już przeliczali na butelki zimnego piwa – był to bowiem gorący maj i wewnętrzne chłodzenie słusznie im się należało.

Jak uradzili, tak zrobili. Na śniadanie jedli więc jajecznicę (bez chleba!), na obiad serwowali sobie jajka sadzone, albo na miękko. Deser? Kogel-mogel oczywiście. Na kolację zagryzali jajami na twardo. W przypływie fantazji zrobili ewentualnie omlet. Kibicowało im całe piętro. Powstały nawet – niskie, ale jednak – zakłady: ile wytrzymają? Trzeba powiedzieć, że byli to bardzo twardzi zawodnicy. Jajeczną dietę stosowali ściśle ponad tydzień. Chociaż już koło czwartego, piątego dnia zaczęli jajkami częstować gości. To był znak, że pękają. Zawodnicy, nie jajka.

W końcu panowie dostali czegoś w rodzaju skazy białkowej. Na twarzach wyrosły im jakieś monstrualne pryszcze, jakby rogi... Wtedy wymiękli. Jednak – trzeba im to oddać – na zawsze pozostaną w pamięci kolegów i w annałach akademika przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie – tam bowiem rzecz się zdarzyła.

Oczywiście nie zawsze w akademikowej kuchni królują tak spektakularne i wyszukane dania. Szarzyznę kolejnych dni wyznacza tu tradycyjnie smak chińskich zupek. Chociaż i w tym przypadku można zabłysnąć pomysłami. Są tacy, którzy zalewają zupkę z makaronem wrzątkiem i odczekują, aż kluski zmiękną. Następnie odlewają wodę i dzięki temu mają kubek gorącego rosołku. Zaś makaron... mieszają z ketchupem. Albo majonezem. Wersja lux – dodatek sera żółtego. W ten sposób mamy na obiad dwa dania – rosół i... spaghetti? Wprawdzie z wyglądu to drugie przypomina... no mniejsza z tym. Ale jeść się da. Podobno.

Co do dziwactw. Kiedyś podczas wizyty akademiku radomskiej politechniki zauważyłem na suficie i ścianach kuchni coś w rodzajów brązowych stalagmitów. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej formy życia. – To jakieś grzyby? – spytałem koleżankę. Okazało się, że to... mleko skondensowane. Jedna ze studentek zapragnęła wykonać wafle z tzw. masą krówkową. W tym celu wzięła puszkę skondensowanego mleka, wsadziła ją do gara, postawiła na gazie, po czym wyszła z kuchni i... zapomniała o wszystkim. Po jakimś czasie puszka eksplodowała. Dziś na szczęście masę krówkową można kupić w sklepach...

Sam z rozrzewnieniem wspominam nieśmiertelny chleb z dżemem, gotowanie parówek w czajniku, smak paprykarza, albo suchy chleb obtoczony w roztrzepanym jajku i smażony na patelni... Ech, były czasy... A kiedy człowiek wziął jeszcze stypendium i wyrwał się do porządnej knajpy -  wtedy dopiero czuł się jak król!

Dziś ponoć studenci gotują coraz lepiej. Nie wiem, choć rzeczywiście w Internecie zasypywani są przepisami na proste, smaczne i tanie posiłki. Wybaczam to pójście na łatwiznę – rozumiem, że czasy herosów dawno się skończyły.

Zakończyć chciałbym obrazkiem, który kiedyś w akademiku mnie zachwycił. Na piętrze niedaleko mnie mieszkali studenci z Nigerii. Ci dopiero gotowali! Raz na kilka tygodni wchodzili do kuchni np. o godzinie 11, z wielkim magnetofonem, garami, jedzeniem i mnóstwem przypraw. I do 15 potrafili w tej kuchni siedzieć, tańcząc, rozmawiając i wspólnie gotując. Muzyka grała, z garów unosiły się coraz to wspanialsze zapachy, a oni kroili, mieszali, smakowali, śmiali się i gadali.

To było coś! Takiego gotowania wszystkim studentom życzę.

 

S. Równy


Podziel się
Oceń

Reklama