Władimir Majakowski, o którym traktuje sztuka, był rosyjskim poetą, dramaturgiem i przedstawicielem futuryzmu, zmarłym w niewyjaśnionych okolicznościach w 1930 roku.
Akcja spektaklu niczym u Hitchcocka zaczyna się od trzęsienia ziemi – hałaśliwej imprezy urodzinowej. A potem napięcie tylko rośnie. W ciemnym pomieszczeniu (piwnicy?), w miejscu oderwanym od rzeczywistości, osadzonym gdzieś w przyszłości albo całkowicie poza czasem, widzimy grupę bohaterów-artystów: Lilę, Osipa, Weronikę i Aleksandra, którzy bawią się i cieszą z ponownych narodzin swojego przyjaciela Włodzimierza, którzy umarł przed laty.




Sztuka czerpie z twórczości samego Majakowskiego, m.in. z „Pluskwy”. Buntowniczą naturę poety świetnie podkreśla urozmaicająca całość muzyka – jakże by inaczej – rockowa, autorstwa Małgorzaty Tekiel. W role przyjaciół poety wcielili się Karolina Łękawa, Michał Górski, Klaudia Kuchtyk oraz Adam Majewski, a samego Majakowskiego zagrał Marek Braun. Wszyscy doskonale grają i pięknie śpiewają i jeśli poeta faktycznie miał takich przyjaciół, był prawdziwie szczęśliwym człowiekiem, a i jego życie musiało być bardzo ciekawe. Pamięć o Majakowskim wydaje się być głównym motywem całego spektaklu. Pamięć o kimś, o kim niewielu już pamięta, a kto przydałby się w tych zwariowanych, nienormalnych czasach.














