11 grudnia HRABI, po raz piąty, zjawił się w Radomiu, by zaprezentować swoim widzom świeży program "Co jest śmieszne?". Udało nam się z nimi porozmawiać o twórczości kabaretu, ich poczynaniach na przyszłość, stosunku do siebie i otoczenia.
1. Skąd wzięła się nazwa Hrabi?
- (Dariusz Kamys) Jak świat światem, każda grupa artystyczna, żeby była odróżniana od innych grup, musi posiadać swoją nazwę. My też stanęliśmy przed takim dylematem - nowy zespół, zatem potrzebowaliśmy nowej nazwy. Mamy parę zasad: nie może być za długa, najlepiej dwusylabowa - to się dobrze skanduje, musi mieć konotację lekkiej megalomanii - takiej zdrowej, żeby kojarzyła się z czymś dobrym, powinna posiadać literkę "r" w środku - to się dobrze wymawia, tak twardo brzmi, nie powinna znaczyć coś konkretnego, dopiero potem w kontekście tego, co robimy, można nadać jej znaczenie - jak ktoś powie Hrabi - aha, to ten kabaret. I tak powstał ten pomysł.
2. Skąd wziął się pomysł na drużynę piłkarską?
- (Łukasz Pietsch) Interesujemy się sportem. Lubimy grać w piłkę. No i tak pomyśleliśmy sobie kiedyś, że może zrobilibyśmy drużynę Hrabi - inaczej niż wszyscy (to jest często nasza główna myśl - żeby było inaczej niż wszyscy). W Zielonej Górze jest największa liga szóstek piłkarskich w Polsce. Gra ponad 100 drużyn. Tworzyliśmy taką z kolegami i braćmi. Kończyła nam się umowa z poprzednim sponsorem i szukaliśmy kogoś, kto chciałby wspomóc nas finansowo. Nawet Aśka, ku mojemu zdziwieniu, zaangażowała się w ten projekt. Każdy chciał się poczuć Abramowiczem, choć na chwilę. Później znalazły się pieniądze na stroje.
- (D. K.) Posiadanie drużyny piłkarskiej Hrabi wiąże się z wydatkami, które ponosimy bez mrugnięcia okiem, bez marudzenia. Kupujemy komplety koszulek co jakiś czas, dresy, spodenki.
- (Ł. P.) Za to płacą dobrzy ludzie. Ogłaszamy na naszej stronie, że szukamy kogoś, kto chętnie kupiłby coś takiego i chętni zgłaszają się. My też umiemy wykombinować tak, żeby za dużo nie płacić, ale wpisowe i premie to już my finansujemy.
- (D. K.) Generalnie bazujemy na dobroci ludzkiej - własnej i cudzej.
- (Tomasz Majer) Lopez gra w tej drużynie. Jest kapitanem.
3. Kto jest Państwa trenerem?
- (Ł. P.) Bajer jest naszym trenerem, aczkolwiek z drużyną widział się raz.
- (D. K.) On jest takim trenerem, który raz na jakiś czas przekazuje tylko wytyczne.
- (T. M.) Zostawiłem wskazówki na cały rok i drużyna ćwiczy.
- (D. K.) Wskazówka ogranicza się do sformułowania: "pamiętajcie - dobrze grajcie" - no i drużyna stara się to robić.
- (Ł. P.) Nie trzeba mieć trenera przy sobie, żeby wykonywać jego rady.
- (D. K.) Generalnie trenerem, szefem, mózgiem całej drużyny jest Lopez. On ustawia grę, on decyduje, kto wchodzi, kto schodzi.
- (T. M.) Rozstawia ich po kątach - jeśli można tak mówić o rozstawianiu drużyny. Ponieważ miałem okazję grac z Lopezem...
- (Ł. P.) Nie wypominaj mi tego.
- (T. M.) ... i jak mnie postawił na obronie, to już mnie tam zrugał - jak biegałem i jak nie biegałem za facetem z piłką.
- (Ł. P.) To był zwykły towarzyski mecz, a ja krzyczałem na Bajera.
4. Jak by Panowie określili żart kabaretu Hrabi.
- (D. K.) Na pewno jest śmieszny, niebazujący na tanich skojarzeniach. To żart, który wymaga od widza pewnej otwartości, mało tego - pewnej wiedzy - często się do niej odnosimy. Zwykły człowiek, który nie czyta, nie ogląda, może tych żartów nie zrozumieć. Mam taką głęboką nadzieję, że jest dla tych bardziej ambitnych - jeśli chodzi o zawartość intelektualną. Ale przede wszystkim ma być zabawny.
- (T. M.) Nie jest to humor polityczny. Raczej skupiamy się na konstrukcjach żartu z życia wziętego, który dotyczy nas wszystkich, ponieważ najczęściej życie samo podsuwa różne bardzo śmieszne sytuacje.
5. I stąd te pomysły - z obserwacji życia?
- (D. K.) My już mamy taką predyspozycję, że nawet w trakcie dnia, jak zdarza się coś zabawnego, automatycznie otwiera się nam się w głowie zakładka: "a może to jest fajne, może to da się przenieść na scenę". I o tyle to jest fajne, że to "coś" sprawdziło się w życiu - nie ma wątpliwości, że to jest zabawne. Pytanie tylko, czy ów żart będzie śmieszny na scenie. Jeśli dochodzimy do wniosku, że tak, to z niego korzystamy.
- (T. M.) Nie wszystkie sytuacje da się pokazać na scenie, ale można je wykorzystać np. w filmie.
- (D. K.) Część powstaje w sposób zupełnie typowy - w mękach tworzenia. Jak zaczynamy robić nowy program, część rzeczy zbieramy "po drodze", obrabiamy je, ale i tak przychodzi taki moment, że trzeba usiąść i pisać.
6. Przy realizacji którego programu bawili się Państwo najlepiej?
- (D. K.) Przy wszystkich. Podejrzewam, że każdy postrzega je inaczej.
- (T. M.) Każdy ma swoje ulubione programy bardziej lub mniej, ale generalnie wszystkie kochamy. Zawsze dajemy z siebie wszystko.
- (D. K.) Przed każdą premierą robimy zgrupowanie, spotykamy się na 5-6 dni i pracujemy ostro od rana do wieczora. Są to próby. Jeżeli mamy materiał, to musimy go opanować. Sami staramy przygotować się do tego solidnie.
7. Rzadko występujecie w telewizji - dlaczego?
- (D. K.) Gra na żywo, przed publicznością, jest dla nas ważniejsza. Pokazujemy świeży, i co istotne, cały program. Mamy taki system pracy. Załóżmy: gramy jakiś program, pokazujemy go w telewizji i w tym momencie przestajemy go grać - bo był w telewizji. A my chcemy, żeby widz był zaskakiwany - to jest bardziej ekscytujące, niż oglądanie tego samego skeczu ileś razy w telewizji. Poza tym, żeby zespół był twórczy, musi bezustannie pisać, więc narzuciliśmy sobie taki schemat. Nie chcemy osiąść na laurach, nie chcemy zgnuśnieć. Pewnie jakiś program moglibyśmy grać przez kilka lat, ale to rozleniwia. A nam zależy na tym, żebyśmy cały czas się rozwijali. Nie chcemy zawieść naszej widowni.
- (T. M.) Dzięki temu powstało tyle programów. Prawie co roku mamy nowy.
- (Joanna Kołaczkowska) Wiemy, że nasza widownia właśnie to w nas lubi, że trzymamy poziom, taką świeżość i, że zawsze mamy coś nowego.
- (T. M.) Nie dokładamy starych skeczy do nowych. Wiele zespołów tak robi. Później widzowie są troszkę zawiedzeni. Jest reklamowany nowy program, przychodzą i mówią: "przecież ja już połowę widziałem".
- (D. K.) U nas nie da się dołożyć starych skeczy. Każdy program jest tematyczny, stanowi jedną całość.
8. Czy mogą nam Państwo zdradzić, jaki będzie następny program?
- (D. K.) Będzie dość mocny muzycznie.
- (J. K.) Trochę się rozochociliśmy, kiedy graliśmy "Pienia i Jęki Hrabiego piosenki" - był to program złożony z naszych piosenek z innych programów. Ten będzie podobny, ale wszystkie utwory muzyczne będą nowe.
- (D. K.) Troszkę większa forma. I tyle. Więcej nie powiemy.
9. Czy w życiu prywatnym są Państwo tak samo zdystansowani do siebie i otoczenia jak na scenie?
- (J. K.) Tak - ja do siebie jestem dosyć zdystansowana. Pozwalam, by koledzy ponabijali się ze mnie. Ale musi być pewna bliskość między żartującymi. Wiadomo - byłoby mi trochę niezręcznie, gdyby ktoś się ze mnie śmiał, a ja bym czuła, że właśnie przekroczono moją granicę tolerancji. W zespole dobrze się czujemy i lubimy się. To, że koledzy się ze mnie pośmieją, nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu.
- (D. K.) U nas panuje taki trend śmienia się z samych siebie - to jest w pewnym sensie nasz styl bycia. Jadąc samochodem, przebywając ze sobą cały czas, żartujemy z siebie i jesteśmy do tego przyzwyczajeni - to taki sposób na podróże.
- (T. M.) Ale granice są wytyczone, taki szacunek do siebie i rozmówcy. Nie przekraczamy barier, żeby siebie nie obrażać.
- (J. K.) Sposób tego lekkiego sarkazmu, żart, który wobec siebie stosujemy, jest swoistą metodą naszej pracy aktorskiej, ponieważ będąc zdystansowanym do siebie nawzajem, to taka okazja, żeby poćwiczyć techniki aktorskie. Dystansu i luzu jest u nas rzeczywiście całkiem sporo. Gdybyśmy nie mieli go w życiu, nie tworzylibyśmy kabaretu. Bez dystansu byłoby sztucznie.
- (T. M.) Poza tym żart jest takim sprytnym sposobem do powiedzenia komuś jakiejś trudnej, nieakceptowanej przez niego rzeczy. W dowcipie można to jakoś przemycić.
10. Jaki jest Państwa sposób na idealny dowcip, żart?
- (J. K.) Kiedy porusza w nas coś bardzo głęboko ukrytego. W każdym człowieku to jest. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę. I nagle to słyszy, "wyławia" to z gąszczu informacji, zaczyna zdawać sobie z tego sprawę i uśmiecha się. To jest najlepsze, co można osiągnąć i co można wydobyć z dobrego żartu.
- (T. M.) Ja to trochę inaczej rozumiem. To taka umiejętność spojrzenia z dystansu, z innej perspektywy.
- (D. K.) Dobry żart nie może przekraczać granicy tolerancji. Nie można zbliżać się do progu jakiegokolwiek bólu. Nie bawimy się czyimś kosztem.
- (J. K.) Choć nie zawsze można tego uniknąć. Ty nie czujesz kompletnie bólu, ale będzie jedna osoba na widowni, która go odczuje, bo miała przeszłość taką a nie inną i ten żart źle mu się skojarzy.
11. Wyobrażają siebie Państwo w innych zawodach?
- (J. K.) Ja siebie wyobrażam w każdym, ale czy ja bym chciała je wykonywać? - nie. Jeżeli już, to mogłabym robić coś pokrewnego do obecnej pracy - pisanie, aktorstwo, reżyseria, śpiewanie, malowanie nawet (chociaż nie maluję, ale sobie wyobrażam). To bym chciała, ale wyobrażam sobie siebie w biurze, w knajpie, że jestem kelnerką - i na tym się kończy - na wyobrażeniach.
- (T. M.) Ja sobie nie muszę wyobrażać, bo już pracowałem w wielu miejscach, pełniłem różne funkcje. Teraz to, co robię, jest najlepszą z tych wszystkich i nie chcę tego zmieniać.
- (D. K.) Ja bym siebie widział w jakiejś pracy manualnej. Byłbym dobrym stolarzem. Robiłbym meble. Lubię to. Zresztą przy wykonywaniu rekwizytów, scenografii, moje zapędy manualne uwidaczniają się. To mi sprawia dużą satysfakcję. Mógłbym też być malarzem. Kiedyś próbowałem malować, miałem z tego frajdę. I na tym się skończyło.
12. Jaka była historia piosenki "Andrzeju"?- (J. K.) Historia była prościutka. Najpierw na jakiejś próbie kolega coś tam sobie grał, a zaczęłam wydobywać z siebie wokalizy i mówię - "kurcze, to może być fajna piosenka". Powiedziałam chłopakom, że mam taki pomysł. To było na Śląsku. Później zbliżała się premiera "Kobiet i Mężczyzn". Przypomniałam sobie o tym pomyśle. Zaczęłam o nim poważnie myśleć - piosenka będzie o porzuceniu - on ją zostawił, a ona będzie rzęzić, płakać, wyć na różne sposoby. Napisałam wstępny zarys piosenki, potem byłam bardzo zdziwiona, kiedy zobaczyłam swoją podstawę tekstową - już w niej ujęłam kwestię "Andrzeju" i napisałam, że był świnią. Krzysztof Kołaczkowski to poprawiał, Łukasz dopisał muzykę i już. Wiedziałam, że będzie mi się podobała, ale nie spodziewałam się, że widowni również i, że to będzie taki przebój. Później wymyśliłam strój. Koledzy się ze mnie nabijali, że wyglądam jak batman - bo ta czarna kapota robi takie wrażenie. Ale to był strzał w dziesiątkę.
- (D. K.) Z Aśką to jest tak - ona ma różne pomysły. Mówi nam o nich. Wiemy, że to tylko ona je rozumie. My inaczej podchodzimy do humoru. Aśka ma bardzo klimatyczny żart, ja natomiast bardziej skupiam się na konstrukcji - żart, dowcip. I jak Aśka mówi nam o swoim kolejnym pomyśle, to ja nie wiem, jak mam zareagować. Ale jeśli ona mówi, że coś będzie fajne, to tak zazwyczaj jest.
- (J. K.) To samo było z "Krową" - to nowa piosenka z tego programu. Łukasz wyzywa swoją kobietę - "ty Krowo, ty" - a ja śpiewam tylko wokalizy.
13. Jaki trzeba mieć charakter, by nie śmiać się ze swoich żartów na scenie?
- (J. K.) Na pewno początki są trudniejsze. Trzeba dużej siły wewnętrznej, by wytrzymać skecz, który nas bawi. Mamy do tego próby. One powodują, że jesteśmy w stanie się z tego wszystkiego wyśmiać. Tak było z "Gorylem psychicznym" z nowego programu - tak nas bawił, ledwo wytrzymywaliśmy, łzy w oczach ze śmiechu. I co? - zagraliśmy i cisza.
- (D. K.) Skecz jest tak napisany, że odkrywamy jego kolejne dna, które nas strasznie bawią. Widz nie ma na to czasu. Zobaczy tylko sam "kożuch na mleku" i zupełnie go to nie rusza. Nie ma szans, by wejść głębiej.
- (T. M.) Musiałby sam to przeanalizować, a nie ma na to czasu. A propos żartów - przestajemy się z nich śmiać po jakimś czasie, ale mimo to, bawimy się nimi. Zdarza się, że jak robimy coś nowego, to się "gotujemy" - bardzo chcemy, by nam wyszło. Sam zwracam na to uwagę, jak ktoś jest na scenie - czy tym się bawi, czy ma tzw. błysk w oku. Władek Sikora nam mówił, żeby było widać ten zapał, tę energię.
- (J. K.) Trzeba to też wypośrodkować. Nie można tak grać, by widz widział, że my się tym za bardzo bawimy. Trzeba znaleźć złoty środek.
- (D. K.) Jeśli widz czegoś nie rozumie, to my to wyjaśniamy. Najgorzej jest wtedy, kiedy aktorzy się "gotują", śmieją się, mają dobry humor, a widz nie wie, o co chodzi i nie może wziąć w tym udziału. Jak mu się to wyjaśni, to jest ok.
14. Mniemam, że lubią Państwo Radom?
- (Chórem) Tak! (J. K.) Czujemy się tutaj jak w domu.
(T. M.) Mam tu rodzinę - to raz, a dwa, że jest blisko Warszawy. Mamy zamiar przyjechać z następnym nowym programem.
(D. K.) Tworzenie i realizacja nowych programów co roku ma głęboki sens, bo możemy wracać w te same miejsca.
(J. K.) Byliśmy z programem "Pojutrze", z "Syfem i Malarią", z "Kobietą i Mężczyzną", z "Savoir Vivre" i teraz.
15. Czy mogliby Państwo pozdrowić użytkowników naszego serwisu informacyjnego Co Za Dzień?
- (J. K.) Pozdrawiamy wszystkich użytkowników serwisu Co Za Dzień. My też uważamy, że wszystkie dni są niesamowite i zawsze warto powiedzieć "co za dzień".
(D. K.) Ja ostatnio często Was wspominam. Budzi mnie piękna pogoda, słońce i od razu przychodzi mi do głowy Wasz serwis - co za dzień!
(J. K.) A ja mówię pl!
(T. M.) Ja to robię wieczorem i nie mówię pl tylko "był".
Dziękuję za rozmowę.
- Dziękujemy.
Z Kabaretem Hrabi rozmawiała Karolina Sierka.













