Dwie kobiety, Clara (Gemma Arterton) i Eleanor (Saoirse Ronan), ścigane przez tajemniczego prześladowcę, znajdują schronienie w podupadłym kurorcie nad oceanem. Kiedy na jaw wychodzi ich skrzętnie skrywana tajemnica, dochodzi do serii dramatycznych wydarzeń, których geneza sięga kilku wieków wstecz.
Zastanawiam się, do kogo właściwie skierowany jest ten film: do miłośników prawdziwych, klasycznych
wampirów w stylu hrabiego Drakuli i Lestata z „Wywiadu z
wampirem”, czy też może dziwacznych tworów współczesnej kinematografii
typu „Zmierzch”? Odnoszę wrażenie, że do żadnej z tych grup, choć
„Byzantium” miejscami stara się przypodobać im obu.
Film jest co najwyżej średni, chociaż
posiada kilka ciekawych motywów i momentów, od czego zacznę.
Przede wszystkim klimat filmu jest idealny dla tego typu
opowieści: jest sennie, chłodno, przytłaczająco. Tytułowe Byzantium,
które wkrótce staje się burdelem, stanowi charakterystyczną
dla wampirów kryjówkę w tego typu produkcjach. Główna bohaterka również
posiada swój urok, ciekawym pomysłem jest, iż postanowiła żywić się krwią wyłącznie osób starszych i schorowanych, które wkrótce umrą, a którym
jawi się ona jako anioł, który zabiera ich do nieba. Plus momentami do głosu cały czas
przesadnie opanowanej Eleanor dochodzi jej wampirza natura i żądza
krwi, co zostało bardzo dobrze przedstawione i powinno się
wszystkim podobać. Również widoki, zdjęcia i praca kamery w filmie jest bardzo
dobra.
A teraz o niestety licznych bolączkach
tego filmu. Największą jest jego zbyt powolne tempo i brak
naprawdę dobrej akcji. Postacie wprawdzie stale się gdzieś
przemieszczają i coś robią, ale nie jest to ani ciekawe, ani nie prowadzić do niczego. W tym filmie praktycznie nic
się nie dzieje. Historia nie porywa, postacie nie zapadają w pamięci. Ostatecznie wszystko sprowadza się do tego, że Eleanor ma dość życia w ruchu, pełnego tajemnic i kłamstw oraz
braku stabilności, podczas gdy jej matka w zupełności w takim życiu się odnajduje. Wątek, który liczyłem, że się przez film rozwinie, a więc tajemnicze bractwo, został potraktowany zupełnie po macoszemu i równie dobrze mogłoby w filmie ich w ogóle nie być. Wampiry w „Byzantium”, a
właściwie – jak zostały określone - wąpierze, ani nie mają
ostrych kłów, ani nie giną w blasku słońca. Ofiary ranią
ostrymi szponami, które wyrastają im jak na zawołanie na kciukach.
Zbędne udziwnienie. Ale też wampiry w tym filmie nie powstały w klasyczny
sposób poprzez ugryzienie innego wampira, co można przez swoją oryginalność zaliczyć na plus... Film gubi się też trochę ze swoją własną
tożsamością. Czasami przechodzi w naciąganą pseudopoetyckość, co bardziej drażni, niż dodaje mu kolorytu.
Sądząc po frekwencji w kinie, film
jest chyba skierowany głównie do uczennic gimnazjów. Niefortunnie dla
filmowców, ja nie znajduję się w tej grupie odbiorców, toteż
odradzam oglądania go w kinie, gdzie zamiast niego można z pewnością znaleźć coś o wiele lepszego. Szkoda, bo temat miał potencjał.
Reklama
Reklama













