
Co ciekawe, nikt inny do tej roli lepiej by się nie nadawał, bowiem Linda także jest wykładowcą. Prowadzi zajęcia na Warszawskiej Szkole Filmowej, którą założył „na spółę” z Macieje Ślesickim. W rozmowie z redaktorem Faktu wyjaśnia jak duży miało to wpływ na odegranie roli Strzemińskiego:
„Może podświadomie trochę korzystałem z własnych doświadczeń, ale tak naprawdę to sam nie wiem. Myślę, że po prostu są role, których nie można zagrać, które trzeba w jakiś sposób przeżyć. Granie ujawni tylko sztuczność wypowiadanych kwestii. Ale przyznam, że ta rola należała do najtrudniejszych. Uważam, że zrobienie filmu z Andrzejem Wajdą i Pawłem Edelmanem zawsze jest warte grzechu. Historia Strzemińskiego zupełnie nie jest mi bliska. Ale jest tak inna i tak trudna do opowiedzenia, że się zgodziłem. Właśnie dlatego, że lubię podejmować ryzyko. Ta rola to prawdziwe ryzyko - można spaść, ale także można osiągnąć sukces.
W rozmowie poruszony został także temat kolegi Lindy, Marka Kondrata. Ten porzucił aktorstwo zmęczony tą (czasami) niewdzięczną pracą i zajął się pasjonującym winiarstwem. Linda też mógł to zrobić (porzucić aktorstwo, nie zająć się winiarstwem).
„Nie sądzę, żeby aktorzy unikali grania w kinie, myślę że to raczej kino unika aktorów. Serial zawsze jest następną rzeczą po filmie, a nie pierwszą. Nie czuję się związany ani z aktorstwem, ani z byciem pedagogiem. Czuję się facetem, który lubi żyć, lubi się bawić i miewać przygody w życiu. To jest dla mnie najważniejsze.”














