-Na początku dzwoniłam, ale szybko przestałam. Wiedziałam, że muszę dać mu przestrzeń, żeby się usamodzielnił, to ważne dla jego rozwoju. Muszę zagryźć zęby i poczekać.
Oczywiście nie wytrzymała. Górniak wsiadła w samochód pojechała na miejsce obozu, gdzie w najlepsze walczył o swoje przetrwanie jej ukochany synek. Zawiozła mu czyste ubrania, zabrała ze sobą brudne, oczywiście spędzając z synem cały dzień w Kołobrzegu, po czym – wróciła do domu. Kilka dni później odebrała go z autokaru powrotnego.
-Tak jak się spodziewałam, wrócił pokieraszowany, ale bardzo szczęśliwy
Survival na poziomie samouczka? A może większym „przetrwaniem” było wytrzymanie zawistnych spojrzeń pozostałych uczestników?














