Zadzwoniliśmy w tej sprawie do administracji Spółdzielni Mieszkaniowej „Budowlani”, która zarządza budynkiem. - Żarówki są wymieniane, jak tylko dostaniemy zgłoszenie. To nie nasza wina, że mieszkańcy kradną, bo przecież kto inny może to robić?. Nie przychodzi nikt z innego miasta. Niech mieszkańcy sami pilnują – wyjaśnia Zdzisław Pacek z działu technicznego SM „Budowlani”.
Czy rozwiązaniem nie byłyby klosze i zabezpieczające je metalowe kagańce, które uniemożliwiają szybkie wykręcenie lub zniszczenie żarówki? - Nie ma na to pieniędzy, jak będą chcieli zniszczyć to i tak zniszczą. Jeśli jest taka potrzeba, przyjeżdżamy i wymieniamy – dodaje Pacek.
Postanowiliśmy sprawdzić, jak sytuacja wygląda na innych radomskich osiedlach. - Mamy bardzo zdyscyplinowanych mieszkańców. Otrzymujemy około 20 zgłoszeń dziennie z 50 różnych budynków. W większości przypadków są to wypalone żarówki, jakieś 10 procent to kradzieże i zniszczenia. Używamy w klatkach żarówek 25 watowych, są one mało popularne w gospodarstwach domowych więc nie znajdują amatorów. Niektóre żarówki osłonięte są kloszami, a dodatkowo metalowymi kagańcami - mówi Bogdan Sikora, pracownik administracji SM „Nasz Dom”.
- Różnie to u nas bywa. Mamy codziennie kilka tego typu zgłoszeń. Mieszkańcy zgłaszają nam konieczność wymiany żarówki osobiście lub telefonicznie, takie informacje dostajemy również od sprzątaczek lub konserwatorów. Główną przyczyną ich wymiany jest wypalenie. W naszych klatkach używamy 40 watowych żarówek -wyjaśnia Marek Niedźwiecki, pracownik administracji SM „Południe”.
KOMENTARZ: Jak widać w niektórych przypadkach, sami mieszkańcy muszą zadbać o swój komfort i bezpieczeństwo. Na innych osiedlach administracja zapewnia żarówki, które nie są przydatne w gospodarstwach domowych, dlatego nie znikają z klatek. Pytanie, czy dają one na tyle dużo światła, aby spełniały swoja funkcję. Przykry jest jednak fakt, że lepszym rozwiązaniem jest nieustanne wymienianie żarówek, niż zabezpieczenie ich przed wandalami.














