
Jest pani w jednym studiu, a tak naprawdę w trzech mediach jednocześnie. To się nazywa koncentracja. Tak samo jest na polskiej scenie politycznej. Tak naprawdę zaczęły rządzić dwie partie – Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość.
- To prawda. Są to dwa największe ugrupowania. Ja oczywiście jestem w Platformie Obywatelskiej. Ten kierunek wybrałam i z tego się cieszę.
Niektórzy mówią, że szkoda pani dla PO.
- A ja powtarzam, że bardzo się cieszę z tego wyboru. Mam tam przyjaciół i to jest właśnie to ugrupowanie, w którym chcę być i się rozwijać.
A co z PiS-em? Czy ma tam pani przyjaciół? Takich prawdziwych, rzeczywistych przyjaciół w Prawie i Sprawiedliwości?
- O przyjaźni trudno mi mówić, ale mam znajomych i ludzi, których darzę sympatią i szacunkiem.
W naszym kraju, kiedy wychodzi się na ulicę albo rozmawia przy imieninowym stole, widać bardzo wyraźny podział. Podział, jakiego nigdy dotąd nie było...
- Tak, widać wyraźny podział i to mnie martwi. Trudno też się nie dzielić, bo Platforma Obywatelska to parta ludzi, którzy chcą się rozwijać, partia ludzi stabilnych, statecznych, dążących do osiągnięcia jakiegoś celu.
Ale Prawo i Sprawiedliwość też ma cel - dąży do władzy.
- To jest nadrzędny cel, ale dążenia do przejęcia władzy są czasami naprawdę bardzo negatywne. Nie chcę tutaj wypowiadać się w ten sposób, ale zdecydowanie mam negatywny odbiór PiS-u, a zwłaszcza jego kierownictwa.
Czy nie jest pani czasami tym wszystkim zmęczona? W końcu jest pani kobietą, a nie bokserem, który wychodzi na ring, nokautuje przeciwnika, wygra i wszystko jest O.K. Życie kobiety to przecież emocje. Skrajne czasami - od miłości do nienawiści. A jakie jest życie kobiety samorządowca?
- My też mamy emocje. Bądź zimna albo gorąca - nigdy nie bądź letnia! Tym się kieruję. Czasami powstrzymuję się przed wielką euforią albo emocjami ściągającymi w dół. Staram się być radosna, uśmiechnięta i chcę tę radość nieść innym. Dawać i brać od nich to, co dobre. Oczywiście, że mam emocje - jestem w końcu mamą dwóch córek, więc im również muszę przekazać te dobre emocje. Ale w samorządzie i działalności społecznej siedzę już długi czas i chyba umiem się w tym odnaleźć. Nie staram się atakować, lecz myśleć konstruktywnie i tak samo działać. Do tego jestem pracowita. Staram się być konstruktywna i dawać z siebie to, co najlepsze. Kiedy jednak ktoś mnie zaatakuje, potrafię odpowiedzieć i zaatakować dwukrotnie.
Mówi się, że jest pani przyjaciółką pani premier Ewy Kopacz. Jeżeli to prawda, proszę o szczerą odpowiedź: czy bycie przyjaciółką premiera w dzisiejszych czasach to wada czy zaleta?
- Nie śmiem sobie uzurpować takiego prawa, żeby być przyjaciółką pani premier. To pani Ewa Kopacz mogłaby się wypowiedzieć. Znam ją od kilkunastu lat i wiem, że jest to bardzo ciepła, prężna, silna i konstruktywna osoba. To mi imponuje. Chciałabym, jako prezydent, chociaż w części zrobić tyle dla naszego miasta czy okręgu, ile zrobiła ona. Obserwuję ją i uczę się jej. Jest mi niezmiernie miło, że mamy premiera z naszego miasta Radomia.

- Nieprawda. Ona tu cały czas jest. Wiedzą o tym ci, którzy przychodzą do niej po pomoc. Wiemy, ile pomogła Radomiowi, ile w ostatnim czasie miała możliwości przekazywania i zdobywania pieniędzy. Ona miała w ostatnim czasie mnóstwo ciepła, serdeczności i zwyczajnie pieniędzy dla nas. A przecież codziennie wiele osób przychodzi ot, tak - po pomoc.
Wychodzi więc na to, że radomianie potrzebują teraz pomocy. Jak społeczeństwo naszego miasta radzi sobie jesienią 2015 roku, 26 lat po nie najlepszej dla nas transformacji gospodarczej?
- Różnie. To zależy od nas wszystkich, jak sobie radzimy. Jak chcemy pracować, to pracę mamy. Nie pracujemy na pokaz, tylko dla siebie i zawsze ktoś to widzi. Warto jest dobrze pracować.
Kiedy została pani wiceprezydentem, razem z ekipą Radosława Witkowskiego mówiliście wiele o tym, że jesteście młodzi, macie pomysł inny od pomysłu realizowanego przez poprzednie osiem lat. W tym samym czasie z pomocą przyszła wam, jeszcze wtedy świeżo upieczona, pani premier. Liczyliśmy na tę właśnie pomoc dla Radomia. Z perspektywy roku - co może pani powiedzieć o tym, co udało się zrobić? Tak z ręką na sercu.
- Pamiętam jak było mi przykro, gdy prezydent Witkowski powołał mnie na swojego zastępcę i staliśmy się „gwiazdami” Internetu. Też poczułam się gwiazdą, ale – niestety - negatywną. Z czasem okazało się, że nie tylko potrafię „charatać w gałę”... Chociaż bardzo lubię tę „gałę” i sport w ogóle – piłkę nożną, ręczną, koszykówkę, siatkówkę. Ale nie tylko to potrafię. O naszej ekipie zaczęto mówić merytorycznie dopiero po jakimś czasie. Dzięki pani premier Ewie Kopacz, która również została premierem jesienią ubiegłego roku. Przez ten czas dostaliśmy wiele dobrego, jeśli chodzi nawet o pieniądze. A dostaliśmy również wiele dobrego, jeśli chodzi o sławę naszego miasta. Do tej pory miasto Radom w postrzeganiu w Polsce zbliżało się do słynnego Wąchocka. Teraz to tylko od nas zależy, czy będziemy dumni z tego, że pochodzimy z Radomia, że jesteśmy takimi pracowitymi, konstruktywnymi ludźmi, którzy zasługują na szacunek i na to, żeby o nas dobrze mówić. Mamy premiera z naszego miasta i trzeba się tym chwalić, cieszyć, wykorzystywać najmocniej, jak tylko się da! Bo przecież są profity z tego powodu. Takie namacalne - w postaci pieniędzy na infrastrukturę czy szpital a mogą być jeszcze większe i nie tylko okazjonalne.
Odium „chytrej baby z Radomia” zniknęło?
- Nie słyszałam, żeby ktoś mówił teraz o „chytrej babie z Radomia”, która sięgała po napój z wigilijnego stołu dla ubogich mieszkańców naszego miasta. Przecież to od nas zależy, jak będą o nas mówić.
Odejdźmy od spraw samorządowych czy politycznych. Pytanie z innej beczki – lubi się pani fotografować?
- Nie. Czasami natomiast lubię oglądać swoje zdjęcia zrobione w dobrym oświetleniu; lubię swój uśmiech, lubię czasami swoje oczy. Natomiast nie lubię swoich podkówek pod oczami. Często po prostu jestem zmęczona, niewyspana. Wciąż dużo pracuję, stąd są te wielkie podkowy.

- Po prostu wstaję. Mam wielkie lustro, w które patrzę i uśmiecham się. Rozpoczynam dzień właśnie od takiego uśmiechu.
Co może pani powiedzieć dziewczynom z Radomia, które - podobnie jak pani - mają dom, mężów, rodzinę, pracę i zwyczajne, codzienne kłopoty, a jednak rano muszą wstać i dobrze przeżyć dzień?
- To właśnie ten uśmiech. Uśmiechajmy się do siebie i uśmiechnijmy się do innych. Będzie naprawdę łatwiej.
Jak więc wygląda taki dzień wiceprezydenta miasta?
- Po tym uśmiechu „do lustra” wstaję, biorę prysznic, niestety, nie jem śniadania, zabieram dzieci i w drogę!
Nie je pani śniadania?
- Ups... Nie.
Dietetycy biją na alarm.
- Wiem, ale zaczynam od drugiego śniadania. Jem je przed południem w pracy. Podwożę moje dzieci do „Kochanowskiego”, w którym się uczą i jadę dalej do pracy. Później praca, praca i jeszcze raz praca. W międzyczasie wyjścia, praca, potem obiad. Potem znowu praca. (śmiech) Dobrze, że dziewczynki są już starsze, więc mają również zaplanowany dzień i dlatego w międzyczasie jestem dla dziewczynek kierowcą, bo przewozić je trzeba z lekcji na lekcje.
To kiedy robi pani rosół i schabowe?
- (śmiech) Już nie robię. Mieszkam z mamą i mama bardzo mi pomaga, np. gotuje obiadek. Wyręcza mnie w tym. Kiedy dzieci były małe, gotowałam im czasami trzy dania. Dla męża coś innego, dla jednej córki coś innego, dla drugiej też. Dlatego chyba już się w życiu nagotowałam. Ale czasem lubię w wolnej chwili coś fajnego ugotować…

- Łosoś. Sałatka z łososiem, łosoś pod każdą postacią. Bardzo lubię ryby.
Gdybyśmy mieli dostęp do morza, to na pewno łososia w Radomiu byłoby dużo więcej. Radom ma czasami takie pomysły, jak „dostęp do morza”. Najbardziej zwariowane pomysły mogą być zrealizowane przez temperamentnych radomian. Jaką jesteśmy społecznością – my, radomianie?
- Radomianie są super! Jesteśmy pracowici, lubimy się rozwijać, lubimy sięgać po rzeczy nowe, zdobywamy nowe rynki. Jesteśmy czasami kontrowersyjni, ale przez to ciekawsi. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej!
Czy bliskość Warszawy jest dla pani, nie tylko jako dla prezydenta, przekleństwem czy błogosławieństwem?
- Lubię Warszawę, lubię tam od czasu do czasu pojechać. Dobrze, że mamy stolicę nieopodal, chociaż wiąże się to z tzw. janosikowym i jeśli chodzi o nasze miasto, to nie jest to zbyt dobre.
Czy jest pani za wydzieleniem Warszawy z województwa mazowieckiego?
- Tak. Choćby po to, byśmy mieli więcej pieniędzy. Jestem za tym, żeby wydzielić Warszawę z Mazowsza! Będę o to walczyć!
Co pani może zrobić, żeby osoba zameldowana w Warszawie płaciła podatki w Radomiu i żeby została tu nie tylko od poniedziałku do piątku, ale cały tydzień?
- Z tym wiąże się wiele czynności, które musiałabym zrobić.
Zacznijmy od infrastruktury.
- Najważniejsza jest droga, także kolejowa. Pewne inwestycje są; niestety, odciągane, ale nie da się zrobić wszystkiego naraz, jeśli coś było zaniedbywane przez lata. Wiem jednak, że z upływem czasu będzie to zrobione bez pustych wyborczych obietnic.
Prawo i Sprawiedliwość twierdzi, że znajdzie sposób, by w rok skomunikować kolejowo Radom ze stolicą.
- Wątpię. Ostatnie lata rządów PiS-u nie wskazywały na to i myślę, że nie dadzą rady. Przeskoczyć tego mentalnie, oczywiście. A obiecać można wszystko.
Jeśli chcę mieszkać w Radomiu, to muszę tu mieszkać po coś.
- Znając pana przypuszczam, że chciałby pan mieć w Radomiu fajne miejsca kulturalne, gdzie można wyjść wieczorem z zamiarem miłego spędzenia wieczoru z rodziną czy przyjaciółmi. Na to trzeba postawić! Żeromskiego wygląda coraz lepiej, a ulica Rwańska natomiast musi być zwyczajnie „zaludniona”. Wtedy restauracje, galerie, kluby, które tam planujemy, będą mogły się utrzymać. A ludzie się tam pojawią, gdy administrację miejską przeniesiemy właśnie tam. Do tego odrestaurowywane przepiękne stare kamienice, nastrojowe zaułki, ławki do posiedzenia w słoneczne dni. To robimy i zrobimy!

- Z pewnością. Proszę zobaczyć, jak szybko, mając premier Ewę Kopacz, rozwijają się miejskie inwestycje. Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale Ewa Kopacz nie będąc jeszcze premierem, a będąc posłem, ministrem czy marszałkiem sejmu, wiele dla tego miasta zrobiła. Działo się to wtedy, kiedy w mieście rządziła inna ekipa – prezydenta Kosztowniaka. On sam przyznawał wielokrotnie, że to dzięki pani premier powstała nowa szkoła muzyczna, szkoła plastyczna i wiele, wiele innych inwestycji.
Co mogłaby pani powiedzieć kobietom, które już nie odczuwają pędu do kariery, są spełnione, mają rodziny, dzieci, stabilną pracę - co ich może teraz przekonać, że jednak potrzeba dużych zmian w Radomiu?
- Ja wciąż życzę rozwoju tego miasta. Radom nie może zatrzymać się w miejscu. My musimy cały czas gonić życie, gospodarkę i rozwijać się.
Muszę zadać to pytanie. Anna Kwiecień. Dlaczego nie potraficie się panie ze sobą dogadać? Przecież łączy was wiele. Nie tylko stanowisko - zastąpiła pani Annę Kwiecień na stanowisku wiceprezydenta, ale i pasja pomagania ludziom potrzebującym: chorym, starszym, samotnym, biednym, z nałogami. I to skutecznie realizowana pasja.
- Jesteśmy dwiema różnymi kobietami, nie przyjaźnimy się.
Możemy podsumować naszą rozmowę? To ile potrzebuje pani czasu, żeby wyrobić się z wszystkimi obowiązkami i planami?
- Każde dwie minuty są dla mnie istotne. Pracuję i będę pracować dla naszego Radomia z całych sił!













