„Wyjście na ulicę nie sprawiało mi radości. Przeciwnie, wiązało się raczej z gwarantowaną porcją upokorzeń. W najlepszym wypadku były to komentarze, częściej złośliwe uwagi, a bywały też bluzgi, okrzyki i szyderstwa. "Ty spasiony ch**u!" też słyszałem. Dziś już przyzwyczaiłem się, że jestem gruby. W życiu do wszystkiego można się przyzwyczaić, nawet do otyłości. Co nie znaczy, że nie zamierzam się tych cholernych kilogramów pozbyć. Ale to prawda, na szydzenie sobie z otyłych jest przyzwolenie."
W kulminacyjnym momencie aktor ważył 140 kilogramów, ale to nie bezpośrednio wina depresji tylko... świnki.
"Moja waga jest jej objawem, a nie przyczyną. Z przyczyną sobie poradziłem. Tyle że naprawdę nie ma znaczenia, co było pierwsze - depresja i otyłość to upiorne siostry bliźniaczki. Świetnie ze sobą zgrane i dopasowane. Mają jeszcze dwójkę rodzeństwa: to cukrzyca i bezdech senny. Oboje równie udani. Nie wiem, czy powinienem o tym w szczegółach mówić, nawet w książce... To trochę żałosne doświadczenie... Ta świnka. Ale to żenujące, dorosły facet ze świnką. To choroba dziecięca, ale u dorosłej osoby może doprowadzić do wielu powikłań. I u mnie doprowadziła. Prawie mnie dobiła. Kilka tygodni później kilogramy skoczyły mi po raz pierwszy. A potem straciłem nad nimi kontrolę.”














