20 marca w każdym nadleśnictwie zostały uruchomione punkty alarmowe i jednocześnie rozpoczęły się dyżury.
- W Nadleśnictwie Radom mamy w tym roku nowość. Zamiast ludzi na wieżach są kamery, które bezpośrednio nadzorują sytuacje. Jak pojawi się dym, to przesyłana jest informacja. Oczywiście w nadleśnictwie jest jedna osoba, która koordynuje całą pracę - mówi Hubert Ogar z Nadleśnictwa Radom.
Jeśli kamera wykryje dym, to rozpoczyna się procedura sprawdzająca i ewentualnie gaśnicza.
- Osoba, która koordynuje punkt wysyła leśniczego, który sprawdza, czy to rzeczywiście pożar. Jeżeli to mały pożar, to go gasimy, a jeśli większy, to wtedy powiadamiane są straż leśna i straż pożarna, które prowadzą akcję - tłumaczy Hubert Ogar.
W przypadku większych pożarów angażowane są samoloty. Na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu w gotowości są dwie maszyny.
- W całej dyrekcji są dwa lotniska, gdzie od połowy marca przebywają dwa samoloty - koło Piastowa obok Radomia i w okolicach Masłowa w pobliżu Kielc - mówi.
Jednocześnie rozpoczęło się też raportowanie o stanie ściółki w lasach. Gleba jest badana dwa razy dziennie.
- Ściółka jest sprawdzana rano i po południu. Jeżeli ściółka jest mokra, to nie ma dyżuru, a jeśli sucha, to dyżur trwa do wieczora. Sytuację w lesie musimy znać na bieżąco - mówi leśnik.
Póki co sytuacja pożarowa w radomskich lasach jest dobra. To efekt mokrej zimy.
- Ten rok jest wyjątkowy. Liczne opady i śnieg spowodowały, że jest dużo wilgoci. Dyżury fizycznie nie są wykonywane, bo nie ma zagrożenia pożarowego. Oczywiście musimy na bieżąco zbierać dane - mówi Hubert Ogar.
Działania przeciwpożarowe w lasach są kosztowne. W ubiegłym roku Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Radomiu wydała ponad 6 mln zł na działania przeciwpożarowe.
















Napisz komentarz
Komentarze