TO SĄ KOMPETENCJE STRAŻY MIEJSKIEJ
- Dzień dobry, u nas na parkingu jest jelonek. Jaki? No taka mała sarenka, dzika, z lasu. Z rogami. Obijała się o ogrodzenia naprzeciwko, później wbiegła do nas. Zamknęliśmy bramę, chyba nie ucieknie. Czy ktoś mógłby przyjechać? - to treść rozmowy prowadzonej między recepcją Przychodni Słonecznej przy ul. Staroopatowskiej a Centrum Powiadamiania Ratunkowego, numer 112. Pracowników przychodni odesłano do Straży Miejskiej. Jest 10 rano.
SARNA JEST DELIKATNA
Okazuje się, że zgłoszenia o tym, że sarna biega po placu, były już wcześniej, z terenu pobliskiego skupu złomu. Strażnicy Miejscy obiecują, że skonsultują sprawę. - Powiedzieli, że nie mogą ot tak przyjechać, bo taka sarna to niezwykle płochliwe i delikatne zwierzę, i jak się będzie je ganiać, to dostanie zawału serca i umrze - mówi pracownica recepcji. - Chce pan zobaczyć sarenkę? Biega na parkingu. Idziemy do tylnego wyjścia. Rzeczywiście, na trawniku obok ogrodzenia przemyka jelonek. Próbuje znaleźć wyjście. Zdarza się, że ciekawie zerknie w stronę ludzi. Fotogeniczne zwierzę, ładnie wychodzi na zdjęciach, z czego korzystamy, starając się go nie płoszyć. Jest 11.30.
[gallery id=1611]
JEST PATROL

WETERYNARZ LECZY CHORE ZWIERZĘTA
Pracownica recepcji informuje, że może być problem, bowiem żaden weterynarz nie chce przyjechać. Powód? Bo jelonek jest zdrowy, a oni jeżdżą tylko do zwierząt chorych. Mężczyzna w poczekalni pyta przypatrującego się całej sytuacji lekarza, czy nie może wystawić zaświadczenia, że jelonek jest chory. - Nie mam takich kompetencji, jeśli chodzi o zwierzęta. Mogę za to wystawić zaświadczenie o tym, że jest chory, każdemu człowiekowi, który tworzy w tym kraju durne przepisy - odpowiada lekarz. Jest godzina 11.40
NAJLEPIEJ WYPUŚCIĆ ?

PO PROBLEMIE ?
- Uciekł, nie ma go na placu! - woła pracownica przychodni, która poszła sprawdzić, czy zwierzak nie zrobił sobie krzywdy. Wszyscy szukają. Nie ma nigdzie. - Chyba postanowił oszczędzić służbom kłopotu i sam rozwiązał problem - mówi szefowa przychodni. Obecni zastanawiają się, co się z nim teraz dzieje. - Żeby tylko ktoś go nie przejechał, zżyłam się z nim już, byłoby szkoda - mówi jedna z pracownic. Wracamy do redakcji. Jest 12.10.
ZNALAZŁ SIĘ
- Jest, tylko się schował, był za tujami - dzwonią uradowane panie z przychodni. Telefonujemy zatem do Straży Ochrony Zwierząt. Jak się okazuje, jest to organizacja społeczna. - Mieliśmy podpisaną umowę z miastem na odławianie dzikich zwierząt - mówi Zdzisław Małysz, inspektor SOZ. - Chwytaliśmy sarny, łabędzie, nawet dziki. Mieliśmy stałe dyżury, żeby reagować błyskawicznie. Ale dwa lata temu miasto zakończyło współpracę. Stwierdzono, że zostanie utworzony ekopatrol Straży Miejskiej, który się tym zajmie - mówi Małysz. Dodaje, że mogą przyjechać, ale na pewno nie zaraz. Może wieczorem ... Zapytaliśmy, czy nie powinno się zatem w takich sytuacjach (jak proponuje łowczy) wypuszczać zwierzaka i niech sam szuka drogi do domu. Zdzisław Małysz wyraźnie się zdenerwował. - Ktoś, kto mówi takie rzeczy nie ma zielonego pojęcia o psychice dzikiego zwierzęcia. Przecież ono może zrobić krzywdę i sobie, i ludziom - mówi inspektor. Jest 12.30.
JEDNAK MY, STRAŻNICY

Piotr Stępień dodaje, że jest luka w przepisach. - Dzikie zwierzęta należą do Skarbu Państwa. Powinna być wyznaczona i finansowana jedna konkretna instytucja, powinni być przeszkoleni ludzie, powinien być odpowiedni sprzęt, tak aby można było reagować natychmiast. Zwierzę nie powinno tyle czekać i się męczyć. Dobrze, że jelonek przeżył i nie ucierpiał zbytnio - kończy rzecznik.













