Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu Radio Rekord Radom 29 lat z Wami Radio Rekord Radom 29 lat z Wami
wtorek, 23 grudnia 2025 01:05
Reklama

Jelonek z przychodni z powrotem w lesie.

Trzy godziny trwało ustalanie, kto ma schwytać małego jelonka, który zabłąkał się do Radomia. Instytucje, które po kolei okazywały się niekompetentne (lub nieumocowane prawnie), to: Straż Miejska, weterynarze, leśnicy, łowczy, straż ochrony zwierząt. Dzięki determinacji pracowników przychodni, na której parkingu biegało zwierzę, po kilkunastu wykonanych telefonach - koło się zamknęło - jelonka odłowili strażnicy miejscy w asyście weterynarza.  

TO SĄ KOMPETENCJE STRAŻY MIEJSKIEJ

- Dzień dobry, u nas na parkingu jest jelonek. Jaki? No taka mała sarenka, dzika, z lasu. Z rogami. Obijała się o ogrodzenia naprzeciwko, później wbiegła do nas. Zamknęliśmy bramę, chyba nie ucieknie. Czy ktoś mógłby przyjechać? - to treść rozmowy prowadzonej między recepcją Przychodni Słonecznej przy ul. Staroopatowskiej a Centrum Powiadamiania Ratunkowego, numer 112. Pracowników przychodni odesłano do Straży Miejskiej. Jest 10 rano.

SARNA JEST DELIKATNA


Okazuje się, że zgłoszenia o tym, że sarna biega po placu, były już wcześniej, z terenu pobliskiego skupu złomu. Strażnicy Miejscy obiecują, że skonsultują sprawę. - Powiedzieli, że nie mogą ot tak przyjechać, bo taka sarna to niezwykle płochliwe i delikatne zwierzę, i jak się będzie je ganiać, to dostanie zawału serca i umrze - mówi pracownica recepcji. - Chce pan zobaczyć sarenkę? Biega na parkingu. Idziemy do tylnego wyjścia. Rzeczywiście, na trawniku obok ogrodzenia przemyka jelonek. Próbuje znaleźć wyjście. Zdarza się, że ciekawie zerknie w stronę ludzi. Fotogeniczne zwierzę, ładnie wychodzi na zdjęciach, z czego korzystamy, starając się go nie płoszyć. Jest 11.30.

[gallery id=1611]

JEST PATROL

Dzwonimy do rzecznika Straży Miejskiej, Piotra Stępnia. Informuje, że strażnicy pojechali po weterynarza. Powtarza to, co już słyszeliśmy wcześniej. Że sarna może dostać zawału. W tym momencie pojawia się patrol. Strażnicy informują, że w całym Radomiu nie ma czegoś takiego jak strzelba Palmera, czyli urządzenie strzelające strzykawkami ze środkiem usypiającym. Obiecują znaleźć kogoś kompetentnego, zalecają, żeby pracownicy ustalili dyżur do godziny 18-tej, bo wówczas będzie mniejszy ruch i ktoś przyjedzie. Jest godzina 11.15.

WETERYNARZ LECZY CHORE ZWIERZĘTA

Pracownica recepcji informuje, że może być problem, bowiem żaden weterynarz nie chce przyjechać. Powód? Bo jelonek jest zdrowy, a oni jeżdżą tylko do zwierząt chorych. Mężczyzna w poczekalni pyta przypatrującego się całej sytuacji lekarza, czy nie może wystawić zaświadczenia, że jelonek jest chory. - Nie mam takich kompetencji, jeśli chodzi o zwierzęta. Mogę za to wystawić zaświadczenie o tym, że jest chory, każdemu człowiekowi, który tworzy w tym kraju durne przepisy - odpowiada lekarz. Jest godzina 11.40

NAJLEPIEJ WYPUŚCIĆ ?


Kobieta przejęta losem zwierzaka "nie odpuszcza". Dzwoni do łowczego (telefon w nadleśnictwie nie odpowiada). Dowiaduje się, że łowczy nie ma takiego sprzętu (strzelby Palmera), poza tym nie jest to w jego kompetencjach, kieruje kobietę do straży ochrony zwierząt we Wrzosowie. Dodaje, że najlepiej byłoby wypuścić jelonka. - A czy nie będę odpowiadała jak mu się coś stanie, na przykład przejedzie go samochód? - pyta kobieta. - No wie pani, nie wiem ... - słyszy w słuchawce. Jest godzina 12.

PO PROBLEMIE ?

- Uciekł, nie ma go na placu! - woła pracownica przychodni, która poszła sprawdzić, czy zwierzak nie zrobił sobie krzywdy. Wszyscy szukają. Nie ma nigdzie. - Chyba postanowił oszczędzić służbom kłopotu i sam rozwiązał problem - mówi szefowa przychodni. Obecni zastanawiają się, co się z nim teraz dzieje. - Żeby tylko ktoś go nie przejechał, zżyłam się z nim już, byłoby szkoda - mówi jedna z pracownic. Wracamy do redakcji. Jest 12.10.

ZNALAZŁ SIĘ


- Jest, tylko się schował, był za tujami - dzwonią uradowane panie z przychodni. Telefonujemy zatem do Straży Ochrony Zwierząt. Jak się okazuje, jest to organizacja społeczna.  - Mieliśmy podpisaną umowę z miastem na odławianie dzikich zwierząt - mówi Zdzisław Małysz, inspektor SOZ. - Chwytaliśmy sarny, łabędzie, nawet dziki. Mieliśmy stałe dyżury, żeby reagować błyskawicznie. Ale dwa lata temu miasto zakończyło współpracę. Stwierdzono, że zostanie utworzony ekopatrol Straży Miejskiej, który się tym zajmie - mówi Małysz. Dodaje, że mogą przyjechać, ale na pewno nie zaraz. Może wieczorem ... Zapytaliśmy, czy nie powinno się zatem w takich sytuacjach (jak proponuje łowczy) wypuszczać zwierzaka i niech sam szuka drogi do domu. Zdzisław Małysz wyraźnie się zdenerwował. - Ktoś, kto mówi takie rzeczy nie ma zielonego pojęcia o psychice dzikiego zwierzęcia. Przecież ono może zrobić krzywdę i sobie, i ludziom - mówi inspektor. Jest  12.30.

JEDNAK MY, STRAŻNICY


Dzwoni telefon. Piotr Stępień, rzecznik Straży Miejskiej. - Jedziemy na miejsce z weterynarzem, będziemy odławiać jelonka - informuje. Do przychodni dotarliśmy o 13.00. - Panowie odjechali 10 minut temu - mówią pracownice. - Przyjechali z siatką i weterynarzem Załapali zwierzaka, lekarz dał mu zastrzyk uspokajający. Mówili, że zawiozą do lasu. Rzecznik potwierdził - jelonek został wypuszczony w okolicach Sołtykowa.

Piotr Stępień dodaje, że jest luka w przepisach. - Dzikie zwierzęta należą do Skarbu Państwa. Powinna być wyznaczona i finansowana jedna konkretna instytucja, powinni być przeszkoleni ludzie, powinien być odpowiedni sprzęt, tak aby można było reagować natychmiast. Zwierzę nie powinno tyle czekać i się męczyć. Dobrze, że jelonek przeżył i nie ucierpiał zbytnio - kończy rzecznik.






Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama