Powodzenie zapewnione
Na pensji ciotki Karczewskiej pracowała Stanisława dwa lata. W drugim roku pobytu Liga wysyła ją dwukrotnie na Chełmszczyznę, żeby zapoznać się z terenem przyszłej pracy wśród unitów. Stanisławie przydzielono miejscowość w pobliżu Chełma; miała jej mieszkańcom przywozić elementarze do nauki polskiego, polskie książki i zeszyty. Poza uczeniem na pensji i zajęciami w tajnej organizacji Stanisławie, jak twierdzi, nie brakowało zabaw i przyjemności. Najmilsza rozrywka to dla niej teatr; gra w nim stale – różne role, większe lub mniejsze, a zawsze dla mnie sympatyczne. Często jej partnerem był narzeczony, a należeliśmy podobno oboje do rzędu najlepszych amatorów. Po każdym przedstawieniu organizowany był bal. Ponieważ bardzo często na zakończenie przedstawienia dawaliśmy sztuczkę ludową w kostjumach, więc w tych samych kostjumach tańczyliśmy na balu. Niezapomniane te zabawy pełne werwy, w nadzwyczaj miłej atmosferze. Oczywiście powodzenia miałam zawsze zapewnione. Nic dziwnego, że ten drugi rok pobytu mego w Ciechanowie został mi jako czarowne wspomnienie na zawsze.
Powrót do Warszawy
Nie myślała, że w Ciechanowie, gdzie – u ulubionej ciotki, z narzeczonym u boku – było jej bardzo dobrze, spędzi tylko dwa lata. Tymczasem Piotr Biernacki, który – jak wynika we wspomnień córki – zrezygnował z prowadzenia własnej szkoły po śmierci żony i od lata 1881 prowadził w Płocku „interesa”, postanowił, że rodzina, czyli on z drugą żoną i dziećmi: Ignacym i Wandzią przeniesie się do Warszawy. I w tej sytuacji nie ma sensu, żeby Stanisława pracowała i to jeszcze w Ciechanowie. Nie bez znaczenia dla tej decyzji był fakt, że przeprowadzka rozdzieli młodych narzeczonych - i macocha, i ojciec nie akceptowali bowiem Bronisława jako przyszłego męża córki. Powód? Był biedny. Jako urzędnik kolejowy, pracując po sześć godzin dziennie i dłużej, zarabiał 50 rubli miesięcznie. Na dodatek rodzice nie mogli mu pomóc, bo Leopold Wroncki w maju 1884 roku stracił stanowisko zarządcy w Opinogórze i musiał wraz z żoną przeprowadzić się do Warszawy.
Bronisław Wroncki był zresztą człowiekiem honoru – kiedy dowiedział się, że Stanisława dostanie posag i że jej ojciec jest człowiekiem zamożnym, zwrócił jej słowo. Oświadczył się bowiem tylko dlatego, że myślał, iż Stanisława jest sierotą – biedną i zarabiającą na siebie, jak on. Narzeczona jednak zwróconego słowa nie przyjęła.
Patriarchalny dom
Jesienią 1885 roku Stanisława znów zamieszkała w Warszawie, tym razem z rodziną. Pracować nie musi, ale ponownie angażuje się w prace narodowej organizacji. Jak za czasów nauki w konserwatorium prowadzi dwie szkółki tajnego nauczania, kolportuje polskie książki i pisma, a podczas „pogadanek niedzielnych” przekonuje robotników o konieczności nauki polskiego.
Zaprzyjaźnia się z rodziną Wronckich; z pisanych po latach wspomnień można wywnioskować, że najbliżsi Bronisława wyjątkowo przypadli jej do serca. Z siostrą narzeczonego grywały u Biernackich na cztery ręce, a we trzy - z przyszłą teściową - chodziły na spacery i do teatru. Dom Rodziców Wronckich był domem o atmosferze patryjarchalnej. Staruszkowie kochali się wzajemnie, jak w pierwszym okresie małżeństwa, a żyli ze sobą 43 lata. Rocznica ich ślubu – 23 luty była przez ich dzieci dorosłe bardzo uroczyście obchodzona, a Ojciec Wroncki ofiarowywał Matce takie kwiaty, jakie otrzymała od niego w dzień ich ślubu.
Niepośledniej miary polityk
Biernaccy nie wytrzymali długo w stolicy. Już w lipcu 1886 roku (Stanisława Wroncka nie podaje w swoich wspomnieniach powodu) przenoszą się do Radomia. Stanisława tylko na kilka tygodni. Bo zdecydowała, że obejmie stanowisko nauczycielki w należącym do rodziny Suchorskich majątku Sleszyn (Zleszyn? Śleszyn) w powiecie łowickim. Choć ta decyzja nie spodobała się Bronisławowi Wronckiemu – nie mógł się pogodzić z myślą, abym została „guwernantką” na wsi, we dworze. Ówczesna młodzież obywatelska traktowała nauczycielki narówni ze szwaczkami, sklepowymi, prawie z pokojówkami. Do szacunku dla nich nie tylko nie poczuwali się w obowiązku, lecz na myśl im nawet nie przychodziło otoczyć poważaniem guwernantkę.
Dwa ostatnie tygodnie sierpnia Stanisława spędziła w Warszawie. I były to dni, jak wspomina, całkowicie wypełnione pracą polityczną, społeczną i pedagogiczną. Wprowadzono mnie na kilka tajnych zebrań politycznych, gdzie poznałam młodego bardzo wówczas Romana Dmowskiego i miałam sposobność usłyszenia jego pięknych z pamięci wypowiadanych referatów nadzwyczaj głęboko ujętych. Już wtedy zapowiadał się jako niepośledniej miary erudyta i polityk.
Zrobiła też, pod kierunkiem dr Teresy Ciszkiewiczowej, kurs doraźnego ratownictwa. Szło tu o przygotowanie nas, których praca zawodowa powołała na wieś, aby nieść pomoc sanitarną w nagłych wypadkach, spełniając nie tylko obowiązek chrześcijański, ale nawiązując nić sympatji i bliższy kontakt z miejscową ludnością.
W ostatnich dniach sierpnia Stanisława wyjechała do majątku Suchorskich, do pracy. Wynagrodzenie moje wynosiło 30 rubli miesięcznie, co z mieszkaniem, świetnym utrzymaniem i końmi na spacery i przejażdżki, stanowiło na owe czasy lukratywne zajęcie pomimo sześciu godzin pracy dziennie. Na święta Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy urlopy moje wynosiły po dwa tygodnie – to ostatnie wspomnienie, zanotowane po latach przez Stanisławę Wroncką.















Napisz komentarz
Komentarze