Kiedy miała dziewięć lat i ojciec opowiadał jej o powstaniu styczniowym, powiedziała mu: - Ojczulku, ja chciałabym, aby Polska jak najprędzej była nasza, nie Moskali, ale smutno mi, że ja ani się bić nie mogę, ani nawet uczyć po polsku i dawać uczniom polskie książki. Kilka lat później Stanisława Biernacka znalazła sposób, by nie tylko „dawać polskie książki” innym, ale i uczyć ich pisać i czytać po polsku.
Zapraszamy na drugą część wczorajszych wspomnień:
Dzień, który zaistniał w podziemiach
W tej samej suterenie na Bugaju, gdzie wygłosiła pierwszą pogadankę, Stanisława składa jesienią 1881 r. „przysięgę na dochowanie tajemnicy”. Taką przysięgę składaliśmy wszyscy, których uznali kierownicy danych sekcyj za godnych zaufania. Uroczystość odbywała się bardzo skromnie, lecz niezmiernie poważnie. Z sześciu osób nie znałam nikogo, jak również z dwóch osób, które niejako przysięgę odbierały od nas, znałam Władysława Dawida, który był moim profesorem psychologii i pedagogiki. Drugą osobą, jak się znów dużo później dowiedziałam, był Szczepanowski.
Nie było żadnych widzów, żadnych zaproszonych gości. Przysięga zaczęła się wspólnym odmówieniem modlitwy Pańskiej, po czym przemówili kolejno – krótko lecz podniośle - obaj przewodnicy. Wielkim przeżyciem musiała być dla 15-letniej Stanisławy ta chwila w suterenie na Bugaju, kiedy wraz z szóstką nowych konspiratorów powtarzała rotę przysięgi, skoro potrafiła ją przytoczyć po ponad 50 latach: Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu i Tobie Polsko, Ojczyzno moja, że naczelnym hasłem mojego życia będzie dążenie do Niepodległości Twojej. Że z całą świadomością i powagą przystępuję do tajnych prac związanych z przyszłą Niepodległą Polską Rzeczypospolitą. Że powierzonych mi tajemnic nie zdradzę wrogom, nawet za cenę życia. Że dobro Polski stawiać będę zawsze wyżej nad osobiste. Oddam życie za Polskę, gdy taki będzie nakaz chwili.
Po złożeniu przysięgi nic już nie było, bo być nie mogło, byliśmy bowiem do głębi przejęci i pełni postanowień dotrzymania w czynie tego cośmy słowami przysięgli, że rozeszliśmy się bez słowa pożegnania nawet. Po latach napisze: Był to wielki dzień mojego życia, chociaż w podziemiach zaistniał. Tam uczułam się cząstką wielkiej całości, której imię Polska i tam zrozumiałam, że aby Ojczyzna wyzwoliła się z niewoli, potrzeba dla Niej żyć i przedewszystkiem dla Niej pracować i walczyć o każdą zabieraną przez wroga duszę polską, o każdą piędź ziemi wydartej przez wroga.

Na początku stycznia 1882 r. Stanisława po raz pierwszy uczestniczyła w spotkaniu z kilkudziesięcioma członkami organizacji, „które zjechały się, aby zdać sprawę z powierzonych im prac”. Pierwszy raz w życiu naocznie przekonałam się jak wiele zdziałać może ofiarna praca pomimo tak trudnych a niebezpiecznych warunków, w jakich wówczas Polska się znajdowała. 16-letnia Stanisława dowiaduje się też wówczas, że ówczesne myślące i działające społeczeństwo dzieliło się na dwa odłamy o różnych metodach działania, różnym zakresie, lecz dążące do jednego celu – Niepodległości Polski. Te „dwa odłamy” to narodowcy i socjaliści. Stanisława w swoich wspomnieniach używa nazw „stronnictwo narodowo-demokratyczne” i Polska Partia Socjalistyczna, choć ugrupowania te zawiązały się ponad 10 lat później. Terenem działania pierwszego były wszystkie trzy zabory pod ogólną nazwą Ligi, która pracowała głównie wśród ludu wiejskiego; natomiast polska partja socjalistyczna opanować chciała klasę robotniczą, aby z jej pomocą wytwarzać ferment w miejscowościach fabrycznych i drogą rewolucji obalić carat. To nie znaczy, że Liga nie doceniała potrzeby uświadamiania klasy robotniczej, tylko, że hasła, które rzucała P.P.S. streszczały w sobie obietnice wielkich zdobyczy materjalnych dla robotników, które według niej wymagały ciągłych aktów terrorystycznych, jak zabójstw dokonywanych na wszystkich tych, którzy byli przedstawicielami czy wykonawcami zaborczego rządu, nadto sabotaż i niszczenie tego co niewolę umacniało, aż do napadów na kasy i pociągi, aby zdobywać pieniądze na cele partyjne. Liga działała spokojniej lecz podstawowo. Za pomocą tajnej oświaty w masach pragnęła budzić ducha narodowego i nieustępliwie walczyła z rusyfikatorstwem aż do pozbawiania życia inspektorów szkolnych, naczelników Dyrekcyj naukowych, czyli tych którzy znieprawiali dusze nauczycieli, wymagając od nich działalności rusyfikatorskiej wśród ludności i dzieci szczególnie na wsiach i w miasteczkach.
/img/2018/05/20/wroncka_fotak2.jpg
Flirtów ani romansów nie było
Podczas dwóch lat pracy konspiracyjnej w Warszawie Stanisława Biernacka zajmowała się nie tylko pogadankami dla dorosłych o potrzebie oświaty. Organizacja powierzyła jej, w pierwszym roku, uczenie języka polskiego dorosłych analfabetów ze środowisk robotniczych. Jak wspomina, miała zapał do tej pracy, była pilna i wytrwała. Pewną rolę odgrywała także ambicja – chciała choćby dorównać koleżankom i kolegom prowadzącym tajne nauczanie. Niestety, rezultaty jej wysiłków nie były oszałamiające. Za krótko jeszcze studjowałam psychologię, aby ona dała mi wskazówki, jak należy postępować z umysłem dorosłem analfabety, który zmęczony fizyczną pracą, wymaga takiego zainteresowania, któreby pobudzało jego wyobraźnię i pokonało zmęczenie. Wprawdzie nauczyłam kilkunastu czytać i pisać, ale trwało to pięć miesięcy i nie potrafiłam rozbudzić w nich chęci dalszego ćwiczenia się już bez pomocy. Przyznaje też, że brakuje jej pewności siebie, że przeszkadza jej nieśmiałość.
Stanisława radzi się Józefa Brudzińskiego, co robić w tej sytuacji i postanawia porozmawiać z Dawidem. Przy tej rozmowie obecna jest też Teresa Ciszkiewiczowa i Waleria Marrene-Morzkowska. Stanisława odważnie oświadcza, że nie umie uczyć dorosłych, że rezultaty jej pracy z nimi są niezadowalające. Prosi więc, by od nowego roku szkolnego pozwolone jej uczyć dziewczęta.
Prośba zostaje przyjęta i w roku szkolnym 1882/83 Stanisława uczy pisać i czytać po polsku piętnastkę dziewczynek i chłopców na Rybakach. Nie zaniedbuje też pogadanek. Pogadanki niedzielne dla dorosłych dawały mi coraz więcej własnego zadowolenia, bo i słuchana byłam z zajęciem i po każdej pogadance drugą godzinę trwała rozmowa podsycana przez słuchaczy.
Wraz z Mieczysławem Brzezińskim, który „energicznie działał między studentami Uniwersytetu, zaprawiając ich do pracy oświatowej na wsi”, parę razy wybiera się w okolice Warszawy do tajnych szkół, aby poznać „metody postępowania z analfabetami chłopami”. Bierze też udział w kolportażu pism i polskich książek na terenie stolicy. Towarzyszem mojej pracy był Brudzyński [Brudziński], lecz za wydajność pracy i jej rezultaty ja odpowiadałam. Jak zaznacza Stanisława Wroncka w swoich wspomnieniach Józef Brudziński „podczas lekcyj czy kolportażu był ze mną dlatego, aby w trudniejszej jakiejś sytuacji przyjść mi z pomocą”. Wszystkie bardzo młode konspiratorki miały takiego starszego i więcej doświadczonego konspiratora. Flirtów ani romansów nie było. Myślę, że niebezpieczeństwo, jakie zewsząd nam groziło i odpowiedzialność, jaka na nas ciążyła, tłumiły odruchy młodzieńczej lekkomyślności. Przy tym karność organizacyjna była nadzwyczajna, pomimo tego, że żadnych pisanych regulaminów nie było.
Zarówno te tajne zajęcia, jak i naukę w konserwatorium przerywa wypadek podczas koncertu – Stanisława śpiewając zrywa strunę głosową.
Za tydzień kolejna część wspomnień Stanisławy Wronckiej.















Napisz komentarz
Komentarze