Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu Radio Rekord Radom 29 lat z Wami Radio Rekord Radom 29 lat z Wami
niedziela, 7 grudnia 2025 12:48
Reklama Czarno Białe sprzątanie profesjonalne

Andrzej Kosztowniak intymnie - wywiad

Andrzej Kosztowniak. Gdyby miał pan siebie przedstawić, to jakby pan to zrobił?

- Strasznie trudne pytane... Człowiek pokolenia JP II, typowy Polak – ze swoją siłą, ale też słabościami. Człowiek, który bardzo wysoko ceni sobie rodzinę i mądrych ludzi. Człowiek, który może innym tylko dwóch rzeczy w życiu zazdrościć – zdrowia i mądrości; to są dwie rzeczy, które chciałbym posiadać bez ograniczeń. Jestem człowiekiem, który od dziecka chciał się poświęcić pracy publicznej; bo tak wyglądało moje życie - od pierwszych klas szkoły podstawowej funkcjonowałem w obrębie różnych samorządów i organizacji. Ponadto człowiek aktywny i chcący pracować z ludźmi i dla ludzi. To jest moje życiowe credo. Wybierając wykształcenie, zawsze patrzyłem, czy da mi ono możliwość pracy z innymi i dla innych. Z wykształcenia jestem prawnikiem i ekonomistą, jeszcze kończyłem administrację.

Sporo pan w życiu osiągnął. Niektórzy mówią, że wyznacznikiem popularności i sukcesu jest to, ilu człowiek ma wrogów. Wie pan, że ma pan wrogów?

- Mam nadzieję, że więcej przyjaciół. Nigdy nie starałem się, nie staram i nie będę się starał o przysparzanie sobie wrogów. Bo jednak wygodniej się żyje, kiedy nie szuka się wrogów, tylko pomaga ludziom. I zawsze moją intencja – w każdej pracy czy aktywności, której się poświęcałem – była i jest pomoc ludziom. A jeśli ktoś myśli inaczej niż ja, to wolałbym go nazwać oponentem, a nie wrogiem. Ja zresztą jestem przeciwny dzieleniu ludzi.

Ale podzielił pan Radom... Mówię tu choćby o wyborach samorządowych, które pokazały, że miasto jest podzielone niemal na równe połowy. Jedna to, uogólniając, zwolennicy Platformy Obywatelskiej i prezydenta Radosława Witkowskiego, a ta niewiele mniejsza to zwolennicy Kosztowniaka. I ta większa spowodowała, że pewnej nocy dowiedział się pan, że już nie jest prezydentem Radomia. Pamięta pan tę noc?

- Tak, znakomicie. I myślę, że będę ją pamiętał do śmierci. Bo to jest jeden z tych ważnych dni, które pamiętamy. Pamiętam też doskonale inną noc – sprzed ośmiu lat, kiedy w wieku 30 lat zostałem prezydentem. Wtedy wyniosła mnie, jak myślę, chęć zmian. Druga kadencja była potwierdzeniem tego, że dobrze pracowaliśmy. A ta ostatnia wyborcza noc... Myślę, że była też wynikiem, myślę, ogólnopolskiej sytuacji politycznej. Czy my podzieliliśmy Radom? To jest podział, który chciałbym widzieć w kategoriach pozytywnych. Może być budujący, twórczy. Bo różnice między ludźmi powinny doprowadzać do tego, że próbujemy znaleźć lepsze rozwiązanie.

Ale uciekł pan od odpowiedzi na pytanie o tę noc wyborczą. Kiedy dowiedział się pan, że już koniec.

- Nie, to nie jest żaden koniec. To jest jeden z etapów w życiu. Bycie prezydentem jest wielkim zaszczytem, olbrzymim wyróżnieniem dla każdego, kto mógł sprawować tę funkcję. Ja byłem człowiekiem podwójnie wyróżnionym, bo nie było w historii radomskiego samorządu, także tej wcześniejszej, takiej osoby, która sprawowałaby funkcje prezydenta przez dwie kadencje. To rzecz nadzwyczajna; byłem pierwszy i to jest dla mnie wielka sprawa. Oczywiście, chciałbym realizować dalej to, co miałem w głowie, w dokumentach – bo, nie ukrywam, mam plan dla Radomia na kolejne osiem lat, ale radomianie dokonali innego wyboru. Wyboru nadziei – na to, że Radom bardzo dużo otrzyma w związku z obecnością na stanowisku premiera pani Ewy Kopacz.

- Ale zaczynał pan kiedy Prawo i Sprawiedliwość zostało odsunięte od władzy. To nie był łatwy moment. Nagonka była spora, nastroje antypisowskie – ogromne.

- To prawda. Byłem prezydentem miasta w skrajnie trudnych i nieprzychylnych dla mnie warunkach politycznych. Ale starałem się nie doprowadzać do konfliktów. Jestem człowiekiem pragmatycznym – mam swoje poglądy, bronię ich, ale też podchodzę z szacunkiem do zdania innych. Będąc prezydentem trzeba, mimo wszystko, troszeczkę odłożyć swoje poglądy osobiste i umieć współpracować, zachęcać do współpracy. Przypomnę, że w pierwszej mojej kadencji zapraszaliśmy Platformę Obywatelską do współrządzenia Radomiem. I w drugiej również zaprosiłem. Zawsze też myślałem, co może przyjść do Radomia, do regionu, do innych powiatów, stąd moja współpraca z sejmikiem.

Kiedy wyjdzie się na ulice Radomia, to widzi się różnice między nim a choćby Kielcami. Kielce są 20 lat przed nami. Jeżeli ten proces się nie zmieni, to to miasto legnie w gruzach.

- Pozwolę się nie zgodzić. Radom w ostatnich latach poczynił bardzo duże postępy. To nie jest tak, że inni się rozwijali, a my tego nie robiliśmy. Śmiem twierdzić, że w ciągu tych 25 latach samorządu Radom rozwijał się bardzo intensywnie. Po ośmiu latach pracy mojej i moich kolegów bardzo wiele się zmieniło. Zmienił się system ochrony środowiska – cały system zarządzania wodą, odpadami, ściekami, system komunikacyjny. A jeśli chodzi o Kielce... One się rozwijają w jednych dziedzinach szybciej, my się szybciej rozwijamy w innych; to nie jest 20 lat różnicy. No i Kielce potrafiły wywalczyć traktowanie miasta i regionu jako jedności w polityce krajowej. To jest to, do czego ja zawsze namawiałem.

[gallery id=1595]

Do tego Kielce być może będą miały prezydenta Polski...

- Uważam, że dzisiaj Polsce jest nam potrzebny prezydent, który jest młody, który ma wizję, chęć do pracy i jest człowiekiem aktywnym. Potrzebny jest człowiek, który ma taką wewnętrzna potrzebę, bardzo mocnego, ostrego działania i widzenia przyszłości naszego kraju w ciągu kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Prezydent dla mnie ma być kreatorem pewnych procesów. I nie może uciekać od trudnych debat z parlamentem. Burzy we mnie krew, na przykład, ograniczenie dyskusji o Polsce w kampanii do kwestii Kościoła czy związków partnerskich. Ja, jako człowiek 39-letni oczekiwałbym od prezydenta - czy kandydatów na prezydenta - dyskusji nie o rozdzieleniu państwa od Kościoła, ale odpowiedzi na pytanie, co z systemem podatkowym i ubezpieczeń społecznych, co będzie czekało mnie i moje dzieci za dwa, pięć, siedem lat w systemie zdrowia, czy polscy młodzi ludzie będą dobrze kształceni czy będą wypadać jako jedni z najsłabszych w Europie...

Czy Andrzej Duda ma na te wszystkie pytania odpowiedź?

- Tak. Andrzej Duda ma na to odpowiedź. Andrzej Duda jest człowiekiem żyjącym przyszłością, a nie przeszłością. Z wielkim szacunkiem podchodzą do ostatnich 25 lat; w Polce udało się naprawdę mnóstwo ciekawych rzeczy zrobić. Ale też nie możemy patrzeć na Polskę przez różowe okulary, bezkrytycznie. Kwestia najważniejsza w naszym kraju – demografia i zastanowienie się, jak będzie wyglądała Polska za 10-15 lat, jeżeli nie zatrzymamy tego, co dzisiaj jest de facto wyrokiem śmierci na nasze państwo, czyli olbrzymiej skali emigracji; z rego kraju wyjechało w ostatnich latach 2,5 mln ludzi. W zeszłym tygodniu jedna z największych pracowni europejskich podała, że w ciągu 2015 roku tylko z Polski wyjedzie na emigrację ok. 1 mln 275 tys. osób. To są rzeczy niewyobrażalne. I oczekiwałbym, żeby kandydaci na prezydenta dyskutowali o takich rzeczach.

Ale ci młodzi ludzie, panie prezydencie, zaczęli wyjeżdżać z kraju, kiedy jeszcze rządził PiS

- Nie twierdzę, że nie. To, że Polacy wyjeżdżali wtedy, kiedy rządził PiS wiązało się wprost z otwarciem granic i rynków pracy. Ale jeszcze wcześniej, kiedy rządziło SLD, powinniśmy dyskutować, co zrobić, żeby ci młodzi ludzie nie wyjeżdżali. Żeby nie doszło to sytuacji, kiedy zostaną tu albo starsi, albo słabsi. Czy powinniśmy dzisiaj odpowiadać tylko za produkcję dobrze wykształconych ludzi? Czy nie powinni raczej kandydaci na prezydenta zastanowić się, jak umiejętnie zatrzymać wartość intelektualną Polaków, obudować to prawnie, jak nie doprowadzić do sytuacji, w której koncerny międzynarodowe w sposób bardzo jednoznaczny będą potrafiły ta wartość intelektualną przejąć.

I dlatego krzyżyk na karcie do głosowania przy nazwisku Andrzeja Dudy?

- Tak. Z kilku powodów

Ale to chyba trochę na wyrost. Andrzej Duda jest jednak jeszcze mało znany; dopiero nam się pokazuje. Tak naprawdę nie wiemy, co w tym człowieku siedzi.

Robiłem kiedyś taką sondę... Pan Bronisław Komorowski był ministrem, był marszałkiem sejmu i kiedy pytałem rozmaite osoby, co wiedzą o jego poglądach, nie potrafili powiedzieć. Albo wynika to z braku zainteresowania polityką, albo te poglądy po prostu nie były eksponowane. Andrzej Duda jest, dla mnie, wielką nadzieją. Jest potrzebą otwarcia dyskusji, co z naszym państwem będzie się działo w ciągu kilku, kilkunastu lat, a nawet kilkudziesięciu lat. Wchodzi dzisiaj pokolenie trzydziestoparo-, czterdziestolatków, nie pamiętających już komunizmu, nie pamiętających styropianu, żyjących już troszeczkę inaczej i w zupełnie innych realiach, wychowujących swoje dzieci zupełni inaczej niż my byliśmy wychowywani. To potrzebuje właściwej reakcji również z naszej strony. Z moim przekonaniu Andrzej Duda jest osobą, która jest w stanie spełnić te oczekiwania. I im sprostać. Bo to jest szalenie ważne, aby osoba chciała się z tym mierzyć. Andrzej Duda jest taką osobą. Jest eurodeputowanym, był ministrem; jest człowiekiem świetnie przygotowanym również od strony czysto zawodowej, naukowej, społecznej. Jest to człowiek, który pomimo tego, że jest relatywnie młody, świetnie przepracował czas swojego życia do tej pory. Dzisiaj to czterdziestoparolatkowie rządzą największymi koncernami świata i bardzo często również są potrzebą polityki.

Ile lat chciałby pan, panie prezydencie żyć, by poczuł pan, że przeżył życie?

- Chciałbym żyć przede wszystkim zdrowo i czuć się potrzebnym. Bo dopóki człowiek czuje się potrzebny, może dać coś z siebie, to jest w stanie ten ciężar życia udźwignąć. Oczywiście, chciałbym żyć jak najdłużej w zdrowiu, w miłości, przy swojej rodzinie... Ja też, jak każdy młody rodzic, zadaję sobie pytanie, co będzie z moimi dziećmi; czy nie podejmą decyzji o tym, że chcą się uczyć, studiować, być może pracować na drugim końcu świata.

A co będzie z pana dziećmi?

- Nie wiem. Chciałbym, żeby wyrosły po prostu na dobrych ludzi.

Mają dobry przykład? Czy jest pan antyprzykładem w ich przyszłej, ewentualnej, karierze?

- Nie wiem, czy chciałbym, żeby się zajmowały polityka. Moje dzieci mają pewną wrażliwość, która jest potrzebna w polityce... Piotrek ma wrażliwość społeczną, ludzką, zastanawia się nad konsekwencjami swoich działań dla innych; w polityce szalenie ważna – i wspaniała - kompetencja. Ale nie ciągnie go do polityki. Myślę, że zdecydowanie bardziej pociąga go to, co robi jego mama. Zresztą w wieku nastu lat ma jeszcze nieskrystalizowane do końca pomysły na przyszłe życie.

A to nie jest tak, że matka troszeczkę chroni swoje dzieci przed tym, dość ciężkim, kawałkiem chleba, jaki pan sobie obrał?

- Tak, myślę, że tak. Moja żona jako lekarz ma zupełnie inną formułę funkcjonowania społecznego; wspaniałą zresztą.

Ojciec zmarł dziewięć lat temu; nie miał okazji zobaczyć pana jako prezydenta. Myśli pan, że byłby z pana dumny?

- Nie wiem... Trudno mi powiedzieć... Mój ojciec zawsze mnie uwrażliwiał na innych; mama zresztą także... Nie zastanawiam się zresztą nad tym, czy byłby ze mnie dumny. Ja po prostu chciałbym być dobrym człowiekiem.

Czy zrobił pan coś w życiu, czego pan się wstydzi?

- Nie wiem. Jak chyba każdy rozsądny człowiek, mogę się pewnie wstydzić szans, których nie wykorzystałem; i to nie tylko jako Andrzej Kosztowniak, ale pewnie też jako prezydent miasta. Można się wstydzić różnych rzeczy... Chociaż jako prezydent starałem się zawsze podchodzić do swoich obowiązków najlepiej, jak potrafiłem. I śmiem twierdzić, że jednak zostałem oceniony pozytywnie. Tu wracam do początku naszej rozmowy, do oceny wyborczej. Muszę powiedzieć, że nie czuję się wygrany, ale też nie czuję się przegrany.

To jest pan człowiekiem szczęśliwym?

- Tak, jestem człowiekiem szczęśliwym. Choć jestem przekonany, że mógłbym dać z siebie jeszcze więcej. I będę zawsze dążył do tego, żeby dać z siebie jak najwięcej.

Mówi się: rozśmiesz Pana Boga, mówiąc mu swoje plany. A ja jednak zadam panu takie pytanie – gdzie za rok będzie Andrzej Kosztowniak?

- Nie ma pojęcia. Ja jestem człowiekiem, który zawsze planował, od dziecka. I też planowałem to, co mi się w konsekwencji udało – bycie prezydentem miasta. Chciałbym cały czas być człowiekiem, który będzie pracował z ludźmi i dla ludzi. Myślę, że najbliższe wybory parlamentarne pokażą to, w którą stronę ja jako człowiek pójdę, czy będę chciał funkcjonować dalej w orbicie polityki, mniejszej lub większej...

Wybory parlamentarne?

- Tak. Nie kryję tego, że chciałbym wystartować w wyborach parlamentarnych. Czuję się człowiekiem jeszcze bardzo młodym i już posiadającym pewne doświadczenie, a samorządowe - nawet duże. Przez całą kadencję byłem, przypomnę, sekretarzem Związku Miast Polskich. Mam więc przygotowanie, żeby pracować przede wszystkim na rzecz samorządu. Ja nie jestem politykiem ideologicznym, choć jestem człowiekiem mającym swoje zdanie, na przeróżne tematy. Chciałbym być człowiekiem, który będzie bardzo ciężko pracował na rzecz polskiego samorządu w parlamencie, gdyby się to udało, ale też na rzecz naszej ziemi, regionu.

Jest pan celebrytą?

- Ja? Nie, zupełnie nie!

Ale reguła celebryty to przede wszystkim być znanym i rozpoznawalnym. Pan taki jest.

- Jednak to nie wynika z tego, że o to zabiegam. Po prostu pełniąc pewną funkcję przez osiem lat, siłą rzeczy stałem się rozpoznawalny. Tyle tylko, że ja lubię pobyć samemu; większość ważnych decyzji podejmuję w samotności. Chociaż dzisiaj każdy polityk jest po trosze celebrytą, bo do tego się dzisiaj wszystko sprowadza – często bywa tak, że istotniejsze jest to, gdzie jesteśmy i jak wyglądamy, nawet z naciskiem na „jak wygladamy”, od tego, co sobą reprezentujemy. Świat po prostu tak się układa. Co nie znaczy, że mnie się to podoba. Uważam, że politycy to przede wszystkim ludzie, którzy powinni umieć ciężko pracować i mieć coś do zaproponowania, a nie tylko dobrze wyglądać. Ten „celebrycki” obraz polityki zdecydowanie mniej mi odpowiada. Bo gdybyśmy chcieli wybierać celebrytów na polityków to znamy pewnie wszyscy zdecydowanie bardziej przystojnych mężczyzn od ci, którzy startują dzisiaj w wyborach. I moglibyśmy wybrać któregoś z nich jako głowę państwa, ale chyba nie o to chodzi.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Andrzej Kosztowniak – radny, polityk, samorządowiec. Celebryta; tu się będę upierał. Taki radomski, nasz. Jednak.

- Pozwolę się nie zgodzić.

Rozmawiał Maciej Dobrowolski


Podziel się
Oceń

Reklama
ReklamaElmas wędliny
Reklama
ReklamaSalon Oświetleniowy Mirat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama