
- Pewnego dnia przychodzę na trening i okazuje się, że wymieniono nam zamki w sali treningowej, a ja nie dostałem nowych kluczy. Nie mogłem nawet się przebrać, a co dopiero mówić o przeprowadzeniu zajęć z dziećmi. A przecież zawodnicy jadą za 3 tygodnie na kolejne zawody. I jak ja mam z nimi pracować? Utrudnia mi się tą pracę i to bardzo - opowiada Żeromiński.
Jak się później okazało, prezes radomskich bokserów pan Andrzej Dobosz nie widzi w swoim klubie miejsca dla trenera Żeromińskiego.
- Trener podważa każdą moją decyzję, a jego osiągnięcia w szkoleniu zawodników są dla mnie niezadowalające. Zdobywanie medali na Mistrzostwach Polski tylko przez to, że wychodzi się na ring (bez walki - ze względu na brak zawodniczek w danej kategorii wagowej) nie jest dla mnie osiągnięciem - stwierdził Dobosz. - Nie możemy dojść z trenerem do porozumienia, nie da się tu znaleźć kompromisu.
Co na to sam Sławomir Żeromiński?
- Nie pozwolę, aby moja 3 - letnia praca poszła na marne, ja budowałem tę sekcję od podstaw. Zawierzyłem prezesowi od początku. Zawiodłem się na nim i to bardzo - powiedział nam.
Całą sprawą zajęli się rodzice dzieci trenujących na Radomiaku. Napisali oni pismo do prezydenta Andrzeja Kosztowniaka z prośbą o interwencję w tej sprawie. Podobny dokument został wysłany do Polskiego Związku Bokserskiego. Dodatkowo na sobotnim meczu piłki nożnej pomiędzy Radomiakiem i Ursusem Warszawa swoje zdanie na ten temat wyrazili także kibice piłkarscy. Wywiesili oni transparent: "Na przekór wszystkim Radomiak z trenerem Żeromińskim".
Jak zostanie rozwiązane to całe zamieszanie? Nie wiadomo. Prezes Dobosz domaga się zwolnienia z funkcji trenera Żeromińskiego, a rodzice stoją po stronie szkoleniowca. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że najbardziej ucierpieć mogą sami zawodnicy, którzy nie mogą w spokoju przygotowywać się do swoich zawodów.














