Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu Radio Rekord Radom 29 lat z Wami Radio Rekord Radom 29 lat z Wami
sobota, 6 grudnia 2025 17:09
Reklama Fotowoltaika

Dziecko do wzięcia bardzo szybko

Tego dnia założyła wrzosowy kapelusz z fioletową wstążką,  futro z norek i jasne kozaczki na szpilce. Maria dodała sobie pewności strojem i z Krzysztofem pod rękę pojechali do Warszawy. Na badania genetyczne. Tak bardzo chciała mieć drugie dziecko...  Był rok 1996.

Dziś Maria już nie nosi wrzosowego kapelusza, ale nadal ma rude włosy, jest tak samo żywiołowa. I ma dzieci. Więcej niż jedno. W specjalistycznej opiece zastępczej.

[gallery id=1640]

- Poszliśmy do ośrodka adopcyjnego i powiedzieliśmy,  że chcemy wziąć dziecko do rodziny zastępczej. Ale, dodaliśmy, że chcemy, żeby to było dziecko z problemami zdrowotnymi – wspomina Maria Karaś, matka biologiczna jednej córki i zastępcza czterech. -  Ówczesna kierowniczka ośrodka spojrzała na nas jak na wariatów. Henia Zawadzka, dusza człowiek – uśmiecha się Maria na wspomnienie kierowniczki. Pierwsza do rodziny dołączyła siedmioletnia Asia z FAS.  Miała trudności z nauką, ale nauczyciele ją lubili. – Przekora straszna – mówią o niej rodzice zastępczy. Dziś Joanna ma 25 lat i jest mężatką.  W domu Karasiów jest jeszcze Marta, Anka, Natalka i Małgośka.  A wszystko zaczęło się od powodzi.

Na początku była woda

Krzysztof i Maria Karasiowie poznali się na osiedlu Nad Potokiem. Ona mieszkała na parterze. On piętro wyżej. Maria zajmowała 35 metrowe mieszkanie razem z niepełnosprawną córką.  – Marta ma głęboki niedorozwój umysłowy. Mąż? Prysnął niedługo po porodzie – mówi Maria. Radziła sobie sama.  Któregoś dnia po powrocie z pracy zastała mieszkanie całkowicie zalane. Pękła rura przy kaloryferze. Lało się kilka godzin, dywan pływał.  Wieczorem przyszedł Krzysztof zapytać czy nie potrzeba pomocy. – Za późno przyszedł, już było po wszystkim – śmieją się po latach.

Ślub potrzebny natychmiast

Gdy pękła rura, córka Marii, Marta miała 9 lat. Niedługo potem Krzysztof i Maria zamieszkali razem. Po pięciu latach wzięli szybki ślub. – Dlaczego tak szybko? – pytała kobieta w urzędzie stanu cywilnego – mieszkacie razem pięć lat i nagle ślub musi być natychmiast? – Ślub był potrzebny szybko, bo dziecko do wzięcia czekało. Ale zanim ślub była wycieczka do Warszawy, na którą Maria wystroiła się w swój wrzosowy kapelusz i jasne kozaczki. Wyjazd na badania genetyczne. - Tak bardzo byłam przejęta pragnieniem ponownego macierzyństwa, że zupełnie nie wiem jak to się stało, ale w tych szpilkach, kapeluszu i sukience usiadłam w tramwaju na podłodze - śmieje się dziś ze swojej elegancji. Po badaniach wiedzieli już, że dzieci mieć nie będą. 

Po pewnym czasie Maria napomknęła – a może byśmy wzięli dziecko? – Okazało się, że Krzysztof ma to  już przemyślane. Poszli do Ośrodka Adopcyjnego z zamiarem wzięcia dziecka z trudnościami zdrowotnymi. Dlaczego? – Bo moja rodzona Marta jest niepełnosprawna, żeby miała towarzystwo, bo już umieliśmy się opiekować… - uzasadnia Maria. Kierowniczka wskazała siedmioletnią Asię, zaznaczając, że dziewczynkę trzeba zabrać jak najszybciej.  Do tego potrzebowali wziąć ślub.  Szybko.

Marzę o dziecku z Downem

- Po co wam to dziecko z Downem? – dziwiła się znów kierowniczka Zawadzka, kiedy Karasiowie drugi raz przyszli do Ośrodka Adopcyjnego. Asia bez problemu zaadaptowała się w nowej rodzinie. Świeżo upieczeni rodzice zastępczy poczuli wiatr w skrzydłach. Pora na kolejne dziecko. Miał to być syn z zespołem Downa. Kierowniczka nie mogła znaleźć chłopca.  Po tygodniu poinformowała Karasiów, że jest dziecko, ale dziewczynka.

Dlaczego z Downem? – Bo ja pracowałam przez 10 lat w jako pielęgniarka w Szkole Życia i szkole specjalnej na Lipskiej. Tak mi się podobały te dzieci z Downem! Mówiłam do matek „zabierajcie je szybko, bo kiedyś jedno ukradnę” – śmieje się Maria. U dzieci z tym schorzeniem ceni, że są do bólu szczere i prawdziwe. Jak kocha to kocha. Jak nienawidzi to całym sobą.

Dlaczego chłopiec? – Bo jako facet chciałem mieć syna. Ale Anka jest taka, że starcza za dwóch synów – wyznaje Krzysztof. Ania była w Kozienicach w Domu Małego Dziecka. Miała 2,5 roku. Nie chodziła, w ogóle z trudem się poruszała. W swoim krótkim życiu zdążyła cztery razy przejść zapalenie płuc. Po wizycie u endokrynologa okazało się, że dziecko ma niedoczynność tarczycy. – Nikt wcześniej dziecka u endokrynologa nie badał. Dostała wiadro hormonów i ożyła – wspomina Krzysztof. Dziś Anka jest szczupłą dziewiętnastolatką o ciętym języku. W tańcu porusza się jak kot. Kiedy się kłóci, nie ustąpi. Po powrocie ze szkoły potrafi się w domu przywitać „się ma Cycu!”, albo, „cześć Ziom”. W pokoju dziewcząt jest dyrektorką.

Mamy dla was piękne dziecko

- Zadzwonił do mnie raz mąż i  powiedział tak: „Jest dziecko do wzięcia, prawie nic mu nie jest. Ładne bardzo. Tylko ma wodonercze. I wodo mózgowie.  A i zapomniałbym powiedzieć. Na wózku jeździ. Ale poza tym to prawie nic mu nie jest.” – Wspomina Maria chwilę, gdy w ich życiu pojawiła się Natalia. Krzysztof był na szkoleniu dla rodzin zastępczych i specjalistycznych rodzin zastępczych prowadzonym przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. PCPR zaproponował dziecko, wskazując na czteroletnią Natalię.

Natalka ma schorzenie, które powoduje, że od pasa w dół jest niesprawna. Fachowo – niedowład wiotki kończyn dolnych. Jest wynikiem przepukliny rdzeniowo oponowej, podobnie jak wodogłowie i wodonercze.  Pomimo trudności ze zdrowiem Natalia od trzech lat zdobywa medale na Mistrzostwach Polski Juniorów w Lekkiej Atletyce. Trzy lata temu złoto w wyścigu na wózkach. W tym roku srebro w biegu na 100, 200 i 400 metrów.

- Chcemy, żeby dzieci były sprawne, umiały sobie poradzić, kiedy nas zabraknie – wyjaśnia Krzysztof swoją motywację do wożenia Natalii na treningi w Radomskim Stowarzyszeniu Sportu i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych "START" dwa razy w tygodniu. – A po za tym Natalia sama chce. -  Trenerką jedenastoletniej zawodniczki jest Justyna Kozdryk,  paraolimpijka.  Na zawodach Natalia skutecznie wyprzedza innych na wózku. W domu zsiada z wózka i sprawnie porusza się po podłodze na wytrenowanych rękach.

- Trening jest nie tylko w STARCIE. W domu hantelki, brzuszki. Wszystkie nasze dziewczyny ćwiczą – zapewnia Krzysztof.

Czy mogę u was zostać?

Na samym końcu do rodziny dołączyła Małgosia. Ma 14 lat. Nie ma żadnego schorzenia poza porysowaną duszą. Przyszła z innej rodziny zastępczej, od której uciekła dwa lata temu, o świecie dzień po świętach wielkanocnych. Padał śnieg z deszczem, dziecko spakowane w przezroczyste jednorazówki szukało schronienia na plebanii, potem u koleżanki z klasy. – Obudził nas ojciec tej koleżanki, uznał, że my będziemy wiedzieć co trzeba zrobić – wspomina Maria. Małgośka została u Karasiów. Ma swoje biurko pod oknem, nad nim kolekcję segregatorów. Jak dorośnie będzie fryzjerką.

Pieniądze

Karasiowie mieszkają w wiosce pod Radomiem w dwupokojowym mieszkaniu na wysokim parterze. Dzięki pomocy wójta mają przy balkonie windę, którą dostaje się do domu Natalia. Natalia ma też rower z napędem ręcznym. Kosztował 5 tys., które udało się zdobyć dzięki zbiórce na facebooku.  Pierwszy sportowy wózek Natalii kosztował 14,5 tys. zł. Też była zbiórka na fb, trwała trzy miesiące, zebrano 15 tys. – 10 tys. kosztował, 5 wydaliśmy na osprzęt. – Informuje ojciec zastępczy.  Kiedy po trzech latach Natalia wyrosła z wózka, na kolejny znalazł się już sponsor.

- Ludzie myślą,  że my mamy nie wiadomo ile pieniędzy. Leczenie i utrzymanie dzieci z problemami zdrowotnymi nie jest tanie. Na przykład cewnik – Krzysztof otwiera szufladę, wyciąga długą przezroczystą rurkę. – Samo siku Natalki kosztuje 7 zł dziennie.

- Do lekarza na NFZ się dostać, to czasem trzeba długo czekać. My często nie  możemy czekać, bo coś się u dziecka dzieje, idziemy prywatnie. To też kosztuje – dodaje Maria. I znów Krzysztof  – Samochodu długo nie mieliśmy, dopiero po artykule w Gościu Niedzielnym pewien emeryt oddał nam swój. Teraz wzięliśmy kredyt, mamy 15 letniego seata alhambrę, w którym wszyscy się mieścimy.

Rytm dnia

Pobudka rodziców o 4:30, 5:00 to już ostatni dzwonek. Wtedy piją razem kawę, jeszcze w piżamie. – Kawa nigdy tak nie smakuje jak rano, w piżamie i najlepiej na balkonie jak jest ciepło i ptaki śpiewają – przyznaje się Maria. O 6:00 Krzysztof zawozi Martę na warsztaty terapii zajęciowej. O 6:45 po Ankę przyjeżdża gimbus. O 7:00 Małgośka idzie do szkoły. 7:45 – Maria zaprowadza Natalkę do szkoły. 9:00 Krzysztof zdążył wrócić z Radomia, idzie do szkoły cewnikować Natalkę. Pójdzie też o 12:00. W międzyczasie „robota domowa”, zakupy na obiad, gotowanie. Dziewczyny wracają, obiad, lekcje. Wyjście z domu, albo trening w STARCIE. Kolacja. – O 21:00 gasimy światło i ma być już obowiązkowo cisza – Maria i Krzysztof mają chwilę dla siebie. Jutro zacznie się kolejny dzień o 4:30.

Ostatnie słowo

- Jak ktoś bardzo pragnie dziecka, nie ma co się wahać – podsumowuje Maria.

- Wszystko co wartościowe ma swoją cenę – dodaje Krzysztof.

 

W 2006 roku Sejm RP uchwalił Dzień Rodzicielstwa Zastępczego, obchodzony 30 maja. Obchody mają na celu popularyzację ruchu rodzicielstwa zastępczego w celu poprawy losu odrzuconych i osieroconych.

W tym roku w Radomiu uroczystości z tej okazji odbędą się 27 maja w Teatrze Powszechnym. Początek o godz. 13:00.




Podziel się
Oceń

Reklama