W Radomia John jest od września, od tamtej pory studiuje w Wyższej Szkole Handlowej w Radomiu. Jest jednym z kilkunastu studentów, którzy w ramach projektu Erasmus uczą się w naszych szkołach wyższych. Pochodzi z Ourense, miasta położonego w północno-zachodniej Hiszpanii. Jest to malownicza miejscowość, która zarówno wizualnie jak i klimatycznie odbiega od naszego Radomia.

Przyjazd Johna do naszego miasta był dość utrudniony. Z racji, że nie znał języka polskiego, pomylił platformy, z których odjeżdżał pociąg do Radomia. Pierwszą noc był zmuszony spędzić na Dworcu Centralnym w Warszawie.
– Zanim dojechałem do akademika, minęło wiele godzin. Gdy tam dotarłem, jedyne o czym myślałem, to iść spać - opowiada Jonathan.
Może ta pierwsza noc wpłynęła na sposób w jaki Hiszpan postrzega nasze miasto.
– Nie wiem czemu wybrałem Radom. Miałem wiele możliwości, jednak przyjechałem tutaj. To dziwne miasto, duże i zarazem małe. Duże pod względem powierzchni i liczby ludności, jednak gdy bierzemy pod uwagę miejsca gdzie można się pobawić, miło spędzić wolny czas - niestety wypada marnie. Jest całkiem inne od Warszawy czy choćby Krakowa - mówi John.
Niestety jego odczucia w stosunku do naszego miasta nie są tak pozytywne, jak większości naszych poprzednich rozmówców.
– Mam problem z tym, by porozumieć się z innymi ludźmi. Mało osób mówi tutaj po angielsku, albo po prostu się wstydzi komunikować w obcym języku. Czasami mam wrażenie, że z tego powodu, iż jestem z zagranicy ludzie się na mnie dziwnie patrzą. Może dlatego, że wyglądam trochę inaczej niż Polacy. Muszę jednak przyznać, że w Warszawie nie miałem tego problemu. Tam ludzie są bardziej otwarci i chętni do rozmów - twierdzi Jonathan.
W trakcie rozmowy John docenił jednak coś, na co my, radomianie narzekamy nagminnie: – Bardzo mi się podoba sposób w jaki można się przemieszczać po Radomiu. W moim mieście autobusy przyjeżdżają bardzo rzadko, nigdy nie można na nie liczyć, a tu jest super. Jak już tylko opanowałem rozkład jazdy autobusów, stały się one mi bardzo pomocne.
Zapytany jak sobie radzi z językiem, polskim odpowiedział: – Mówienie w tym języku jest naprawdę trudne, a czytanie i pisanie jest już dla mnie niewykonalne. Całkowicie nie rozumiem po co wam tyle literek, kombinacji w ich ułożeniu czy też tych ogonków, to bardzo komplikuje sprawę. Do tej pory nauczyłem się podstawowych zwrotów, mam nadzieję, że do końca czerwca nauczę się ich więcej. Aktualnie bardzo pomocny jest mi body language (język ciała).














