Mieszkanka posesji przy Limanowskiego 101, pani Jolanta zaniepokoiła się powstaniem dziury. Po chodniku chodzą ludzie. Kilka metrów dalej jest przystanek autobusowy. Przykryła więc dziurę paletą znalezioną na podwórku i wykonała kilka telefonów.
- Dzwoniłam do dróg i mostów na Traugutta (aktualnie MZDiK, przyp. red.), powiedzieli mi, że trzeba dzwonić do telekomunikacji – relacjonuje pani Jolanta. W telekomunikacji wyśledziła osobę odpowiedzialną i zdobyła nawet nr komórkowy. Wszystko to działo się w pierwszych dniach czerwca.
Osoba odpowiedzialna, czyli pan Grzyb informację o dziurze przyjął, poinformował, że sprawą się zajmie. I cisza. Po tygodniu pani Jolanta, lekko zniecierpliwiona wykonała kolejny telefon do osoby. Oczywiście odpowiedzialnej.
- Ale ja właśnie zaczynam urlop – usłyszała w słuchawce.
- A pracowników żadnych nie ma? - dopytywała niezłomnie. Znaleźli się i pracownicy. Przyjechali panowie, w profesjonalnych kamizelkach. Obejrzeli dziurę wnikliwe. I profesjonalnie również. Uznali, że jest zabezpieczona, bo, jak wiemy pani Jolanta w trosce o dobro i bezpieczeństwo przechodniów, położyła paletę. Panowie zanim pojechali dołożyli nieoceniony wkład własny w zabezpieczenie zjawiska. Paletę owinęli biało-czerwoną taśmą. Pożegnali się informując, że przyjadą następnego dnia. I już więcej nie wrócili.
Po kolejnym tygodniu zniecierpliwiona mieszkanka Radomia wykonała telefon do mediów. Bo pan Grzyb na urlopie przecież, a panowie znikli.
Pracownik mediów zadzwonił do rzecznika prasowego Orange. W Poznaniu. Tego samego dnia rzecznik przysłał mejla „studzienka powinna być zabezpieczona jeszcze dziś”.
Kolejnego dnia pani Jola informuje – Nie, nikogo nie było.
Tymczasem dziura żyła sobie własnym życiem. Trochę się powiększała. Dziecko rozproszonej odpowiedzialności.
***
Pod koniec czerwca uszkodzony chodnik został naprawiony. Szkoda, że dopiero po interwencji mediów.














