
Tym razem przyjrzymy się temu na szerszą skalę. Szafiarki, bo tak nazywają się kobiety obracające się w nurcie lifestyle'u (modzie, jedzeniu, wyjazdom) nie przepadają za publicznym wygłaszaniem litanii na temat swoich zarobków. Nic w sumie dziwnego, bo wiele z nich musiałoby odprowadzić od wspomnianych sum i „prezentów” podatki. I jak się okazuje, wspomniane podatki podatkowe dla blogerek i szafiarek są… wyjątkowo niskie, albo wcale ich nie ma. Beata Hudziak, doradczyni podatkowa wyjaśnia w Rzeczypospolitej jak uniknąć podatków:
-Zostać blogerem. Wydatki zaliczamy do kosztów i dzięki temu płacimy mniejszy podatek. Fiskus to akceptuje. Oto przykład. Kobieta założyła blog o życiu: moda, podróże, jedzenie, sport. Zapytała fiskusa, czy może wrzucić w koszty wyjazdy turystyczne (opisuje je), teatr, kino, koncerty i restauracje (publikuje recenzje), kosmetyki (robi testy) i wiele innych rzeczy. Skarbówka się na wszystko zgodziła.
Największe szanse na odliczenie wydatków na blog mają ci, którzy założą działalność gospodarczą. Blog może być podstawowym źródłem zarobku, ale też dodatkiem do firmy zajmującej się czymś innym. Wtedy nie tylko zarabia na siebie, można też na nim promować działalność właściciela, co jest dodatkowym argumentem za zaliczaniem wydatków do kosztów.
Jak się okazuje – bycie blogerem lifestyle'owym pozwala na „dostatnie życie”. Jest to na tyle dochodowe, że można ubrać się, zjeść i mieszkać na koszt „własnej firmy”.
No to chyba pora na mojego bloga.














