- Przyznaję się do winy, ale to Sylwester G. czterokrotnie zadał cios
obuchem siekiery w głowę psa. Moja rola ograniczyła się do przytrzymania
zwierzęcia. Wiedziałem, że Sylwester G. chce zabić psa. W tym czasie
byłem trzeźwy, ale mój kolega spożywał wcześniej alkohol. Na jego prośbę
przytrzymałem zwierzę. Kiedy pies się wyrwał, uciekłem. Podczas
zdarzenia zwierzę szarpało się i skowyczało. Znałem Panią Janinę B., to
moja sąsiadka. Od Sylwestra G. dowiedziałem się, że chciała się pozbyć
psa i podobno dała za to 20 zł - zeznał Wacław W. - Jedynie w
dzieciństwie miałem w domu zwierzęta. Potem miałem z nimi kontakt, gdy
od 16 roku pracowałem w zakładzie mięsnym przy uboju. Nabiłem wiele
cieląt i świń. Jestem z zawodu rzeźnikiem. Teraz rozumiem, co zrobiłem i
żałuję - dodał.
- Przyznaję się do częściowej winy. Nie
uderzyłem psa. Dół, w którym miał być zakopany, powstał już wcześniej,
tylko go pogłębiłem. Tylko trzymałem psa, bo miał do mnie zaufanie, a
Wacław W. zadał mu jeden cios siekierą, po czym pies zerwał się ze
smyczy - opowiadał z kolei Sylwester G. - Od 1,5 roku opiekowałem się
tym zwierzęciem, sprzątałem po nim, bo często załatwiał się w domu.
Zabierałem go na długie spacery, chodził przy mojej nodze i słuchał się.
Wacław W. zgodził się zabić psa i pani B. kazała mi go wyprowadzić na
spacer. Kobieta żaliła się, że pies się ślini i załatwia swoje potrzeby
fizjologiczne w domu. Pies był zaniedbany, bo nie było pieniędzy na jego
leczenie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, lubiłem tego psa. Nikt mi nie
zlecił jego zabicia - stwierdził.
Świadkowie w sprawie
jednogłośnie stwierdzili, że pies był zaniedbany przez właścicielkę, a
jej syn Łukasz B. nie opiekował się zwierzęciem wcale. Jedynie na
początku wykazywał zainteresowanie szczeniakiem. Ich poprzednie psy, w
tym suczka Saba, zaginęły w niejasnych okolicznościach. Oskarżeni o
zabicie psa są znani są mieszkańcom osiedla z częstego spożywania
alkoholu.
- Mieszkam w tym samym bloku, co właścicielka Bruna.
Syn pani B. nie stawił się dziś na rozprawę, ponieważ w domu urządzane
są libacje alkoholowe. Obaj oskarżeni lubią sobie wypić, ale nie
sprawiali sąsiadom problemów. Pan Sylwester G. codziennie przychodził do
pani B. i wyprowadzał psa na spacery. Czasem nawet widywałam go w
stanie trzeźwym. Pies miał chore uszy, ale poza tym był pełen energii.
Nigdy nie przejawiał agresji wobec obcych. W dniu, gdy próbowano zabić
psa, usłyszałam jak Sylwester G. i Wacław W. umawiają się na godzinę
17.00. Dopiero po fakcie, domyśliłam się o co chodziło. Jak zobaczyłam
zakrwawionego psa pod blokiem, to pobiegłam wezwać Straż Miejską, a
zwierzę schroniło się w moim mieszkaniu. Miał dwie dziury w głowie, oczy
we krwi i zakrwawiony pysk. Niejednokrotnie słyszałam, jak pies był
katowany przez właścicieli - zaznała Izabela W.
- Przeprowadziłam
małe śledztwo, gdy dowiedziałam się o tej sprawie. Poprosiłam mojego
ojca Jerzego S., żeby nagrał rozmowę z panem W., żeby były jakieś
dowody. Pies zamknięty był całe życie w kuchni, niekiedy nawet nie miał
wody. Po zdarzeniu odwiedzałam go w schronisku. Z przyjaznego i wesołego
psa, stał się nieufny i agresywny w stosunku do mężczyzn. Potrzeba było
dużo siły, żeby utrzymać go na smyczy.
-Kupiłem kilka piw, żeby
skłonić oskarżonego do rozmowy. Z nagrania wynika, że to Wacław W.
trzymał psa, a Sylwester G. ranił go siekierą - dodaje świadek Jerzy S.
Reklama
materiały do Bruna
- 01.08.2012 13:30
Reklama













