
Postanowiliśmy przyjrzeć się sprawie. Rzeczywiście, problem jest. Mimo padającego deszczu, zraszacze działały pełną parą. - Dzisiejsze opady atmosferyczne mają charakter przelotny - mówi nieprzejęta Ryszarda Kitowska z Zespołu Informacji Prasowej Urzędu Miasta.
Zadzwoniliśmy do Zakładu Usług Komunalnych, który jest odpowiedzialny za działanie zraszaczy. - W piwnicy urzędu jest urządzenie, które kontroluje zraszacze, zatem żeby je wyłączyć musi przyjść człowiek. Będąc na innej ulicy nie wiemy, czy akurat pod urzędem pada deszcz - słyszymy w ZUK-u. - Te urządzenie mamy już cztery lata. Gwarancja już dawno minęła i dostajemy dużo zgłoszeń o niepoprawnym funkcjonowaniu - dodaje Andrzej Kielski - dyrektor ZUK-u.
Zraszacze przed UM działają codziennie przez kilka godzin, niezależnie od pogody. W nocy są zaś wyłączone. Dziwi to fachowców. - Trawa powinna być podlewana dwa razy dziennie. Pierwszy raz po godzinie 23, a drugi raz około godziny czwartej nad ranem. Czas podlewania powinien wynosić 5-6 minut. Absolutnie w pełnym słońcu i w deszczu zraszacze nie powinny chodzić - mówi Marek Czyżewski z firmy świadczącej usługi ogrodnicze.

Miasto od jakiegoś czasu stara się załatać ogromną dziurę budżetową podwyższając m.in. ceny biletów, opłaty za odprowadzanie ścieków czy pochówek. Jednocześnie ktoś w urzędzie decyduje o podlewaniu trawników w czasie deszczu, nie przejmując się kosztami. Gdzie tu logika?














