Na tyle wyceniają w ciągu ostatnich 12 miesięcy Wojciecha Modesta Amaro, dziennikarze „Super Expressu”. Skąd ta suma? Otóż tabloid policzył ją bardzo prosto. Ponoć najsłynniejszy (tuż po Sowie) polski „kucharzobiznesmen” za bycie jurorem w polsatowskim „Top Chef’ie” zgarnął 75 tysięcy. Za „Hell’s Kitchen” okrągłą stówę. „Super Express” szacuje, że na pokazach gotowania mógł zarobić około 600 tysięcy, bowiem za jedną sesję (45 minut) Amaro otrzymuje 50 tysięcy. Do tego prowadzi swoją restaurację „Atelier Amaro”, w której średnia wartość rachunku to ok. 800 zł.
Jak twierdzi informator Gazety:
- Wojtek to znawca kulinariów, a to przekłada się na intratne kontrakty. Wojciech Modest Amaro nie jest świeżynką w branży. Na pozycję w kulinarnym świecie solidnie pracował 20 lat. Nic dziwnego, że zdobyte doświadczenie procentuje dziś stosownymi do jego wiedzy wysokimi zarobkami.
Przypomnijmy, że Modest Wojciech Amaro naprawdę nazywa się Wojciech Basiura ale, że Basiura jakoś nie brzmi przyjął nazwisko po swojej pierwszej żonie. Co dziwne, choć w pełni biznesowo zrozumiałe, Jego druga żona także przyjęła nazwisko Amaro – czyli nazywa się tak, jak nazywała się z domu pierwsza żona. I wszystko jasne? Jasne jak okrągły milion!
Smacznego
