- Przyznaję się do częściowej winy. Nie uderzyłem psa. Dół, w którym miał być zakopany, powstał już wcześniej, tylko go pogłębiłem. Tylko trzymałem psa, bo miał do mnie zaufanie, a Wacław W. zadał mu jeden cios siekierą, po czym pies zerwał się ze smyczy - opowiadał z kolei Sylwester G. - Od 1,5 roku opiekowałem się tym zwierzęciem, sprzątałem po nim, bo często załatwiał się w domu. Zabierałem go na długie spacery, chodził przy mojej nodze i słuchał się. Wacław W. zgodził się zabić psa i pani B. kazała mi go wyprowadzić na spacer. Kobieta żaliła się, że pies się ślini i załatwia swoje potrzeby fizjologiczne w domu. Pies był zaniedbany, bo nie było pieniędzy na jego leczenie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, lubiłem tego psa. Nikt mi nie zlecił jego zabicia - stwierdził.
Świadkowie w sprawie jednogłośnie stwierdzili, że pies był zaniedbany przez właścicielkę, a jej syn Łukasz B. nie opiekował się zwierzęciem wcale. Jedynie na początku wykazywał zainteresowanie szczeniakiem. Ich poprzednie psy, w tym suczka Saba, zaginęły w niejasnych okolicznościach. Oskarżeni o zabicie psa są znani są mieszkańcom osiedla z częstego spożywania alkoholu.
- Mieszkam w tym samym bloku, co właścicielka Bruna. Syn pani B. nie stawił się dziś na rozprawę, ponieważ w domu urządzane są libacje alkoholowe. Obaj oskarżeni lubią sobie wypić, ale nie sprawiali sąsiadom problemów. Pan Sylwester G. codziennie przychodził do pani B. i wyprowadzał psa na spacery. Czasem nawet widywałam go w stanie trzeźwym. Pies miał chore uszy, ale poza tym był pełen energii. Nigdy nie przejawiał agresji wobec obcych. W dniu, gdy próbowano zabić psa, usłyszałam jak Sylwester G. i Wacław W. umawiają się na godzinę 17.00. Dopiero po fakcie, domyśliłam się o co chodziło. Jak zobaczyłam zakrwawionego psa pod blokiem, to pobiegłam wezwać Straż Miejską, a zwierzę schroniło się w moim mieszkaniu. Miał dwie dziury w głowie, oczy we krwi i zakrwawiony pysk. Niejednokrotnie słyszałam, jak pies był katowany przez właścicieli - zaznała Izabela W.
- Przeprowadziłam małe śledztwo, gdy dowiedziałam się o tej sprawie. Poprosiłam mojego ojca Jerzego S., żeby nagrał rozmowę z panem W., żeby były jakieś dowody. Pies zamknięty był całe życie w kuchni, niekiedy nawet nie miał wody. Po zdarzeniu odwiedzałam go w schronisku. Z przyjaznego i wesołego psa, stał się nieufny i agresywny w stosunku do mężczyzn. Potrzeba było dużo siły, żeby utrzymać go na smyczy.
-Kupiłem kilka piw, żeby skłonić oskarżonego do rozmowy. Z nagrania wynika, że to Wacław W. trzymał psa, a Sylwester G. ranił go siekierą - dodaje świadek Jerzy S.