Po tym, jak komiksowy gigant wstrzymał się z dalszą sprzedażą praw do ekranizacji różnym studiom filmowym i samemu zabrał do roboty, w ostatnich latach zaczęliśmy dostawać coraz produkcje. Wraz z "Avengersami" zakończyła się tzw. faza pierwsza, a teraz w najlepsze trwa druga. Przed wakacjami w kinach gościł "Iron Man 3", teraz możemy obejrzeć "Thor: Mroczny świat", w marcu nadciągnie "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz", a w przyszłe wakacje uderzą kręceni właśnie "Strażnicy galaktyki". Około kwietnia 2015 do kin wejdzie "Avengers: Age of Ultron", który zakończy tą fazę. Wszystkie te produkcje są i z całą pewnością dalej będą kasowymi hitami - niezobowiązującą rozrywką z najwyższych lotów efektami specjalnymi i lubianymi przez wszystkich superbohaterami. A że scenariusz nie zawsze jest najwyższych lotów... to już zupełnie inna bajka, podobnie jak, niestety, wciskane nam na siłę z uporem maniaka towarzyszące tym filmom 3D.
Mamy więc listopad 2013 i kontynuację "Thora" z podtytułem "Mroczny świat". Pierwszy film o przygodach tytułowego półboga był dość specyficzny. Fabularnie nie powalał, w dodatku starał się na raz objąć zbyt wiele różnych wątków znanych z kart komiksu. Dodatkowo przeważająca część pierwszej połowy filmu osadzona została na lodowej planecie nocą, co w trójwymiarze nie wyszło za dobrze, gdyż najzwyczajniej w świecie na ekranie nic nie było widać. Ale film miał też swoje plusy, chociażby głównego bohatera, granego przez Chrisa Hemswortha, którego nie sposób było nie lubić. Także Tom Hiddleston, grający przybranego brata Thora, Lokiego, z miejsca stał się bożyszczem tysięcy fanek. Opowiadana historia była lekka, ale nie było też w niej nic, o czym byśmy teraz, dwa i pół roku po premierze, pamiętali.
Efekty specjalne w nowym "Thorze" są pierwszej klasy, co zresztą widać już na zwiastunie. Co prawda Asgard dalej przypomina wielkie organy, ale starcia powietrzne, do których dochodzi nad jego murami wyglądają rewelacyjnie, podobnie jak końcowa demolka w Greenwich, południowo-wschodniej części Londynu. Bardzo podoba mi się również wygląd mrocznych elfów, żołnierzy Malekitha. Ich wygląd jest prosty, ale charakteryzuje go wręcz posągowe piękno. Maski na twarzach w ogóle nie zdradzają żadnych emocji, ale wiecznie otwarte czarne oczy nadają upiornego uroku. Odnośnie oferowanego przez film "trójwymiaru", nie przypominam sobie, aby którykolwiek moment wywołał u mnie "szczękopad" lub żebym w ogóle zwracał uwagę w czasie filmu, że jest w 3D, więc było chyba ono zbyteczne... Muzyka w filmie jest standardowa, choć jedna aranżacja, "Into Eternity", utkwiła mi szczególnie mocno w pamięci za sprawą swojej majestatyczności i towarzyszącej jej na ekranie scenie.
Tak, jak w przypadku innych filmów Marvela, polecam zaczekać aż do samego końca napisów końcowych, aby obejrzeć ukrytą scenę rzucającą nieco światła na kolejną, kręconą właśnie superprodukcję... Hype może już tylko wzrastać, tymczasem nasz następny przystanek to "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz" z datą premiery w marcu. Zaprezentowany niedawno zwiastun już spełnił swoje zadanie i na pewno pojawię się w kinie. Reklama jako IV władza... cóż począć?