Amerykański sen "Wilka z Wall Street"

W tym tygodniu na ruszt wrzuciliśmy "Wilka z Wall Street" - najnowszy film Martina Scorsese, a przy okazji jeden z najmocniejszych pozycji w walce o tegoroczne Oskary.

"Wilk z Wall Street" to jeden z tych filmów, o których powinno się tylko powiedzieć: jest bardzo dobry i że musicie go koniecznie zobaczyć. Kolejna współpraca Leonardo DiCaprio i Martina Scorsese ("Infiltracja", "Wyspa tajemnic") ponownie przyniosła ogromny sukces, o czym niech świadczą zachwyty krytyków i liczne nominacje, jakie film zgarnia, w tym te do tegorocznych Oskarów.

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjciIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+

Sam się temu nie dziwię, bo choć "Wilk..." jest filmem dość schematycznym, ogląda się go bardzo przyjemnie i z zaciekawieniem. Opowiada historię Jordana Belforta, złotego dziecka świata amerykańskiej finansjery, który po początkowych niepowodzeniach szybko dorabia się fortuny na sprzedaży akcji tzw. śmieciowych spółek. Niebywały sukces zapewnia mu masę pieniędzy, piękne kobiety, drogie samochody, jachty oraz niekończące się imprezowanie wraz z obowiązkowym wciąganiem koki. Ale także ściąga na niego uwagę agentów FBI. A że Jordan nie lubi przegrywać, przekonany o własnej nietykalności, wypowiada funkcjonariuszom wojnę, publicznie demonstrując im swoje dokonania. Oczywiście wiemy, jak się to musi skończyć...

"Wilk z Wall Street" to w zasadzie jeden wielki, kolorowy teledysk, pełen seksu, nagości i skocznej muzyki. Bohater wraz z przyjaciółmi potrafi korzystać z życia... A widz oczywiście lubi oglądać takie rzeczy. Jordan Belfort to prawdziwy showman, potrafiący zagrzewać do walki swoim podwładnych, pełen charyzmy i uroku osobistego. Leonardo DiCaprio kreuje tutaj bardzo przekonującą postać, która kradnie cały czas na ekranie. W czym nie widzę też niczego złego, gdyż żaden z pozostałych aktorów w tym filmie nawet nie zbliżył się do jego poziomu. Na przykład taki Jonah Hill, grający najbliższego przyjaciela i współpracownika Belforta, w miarę rozwoju fabuły tylko coraz bardziej mnie denerwował każdym swoim gestem i słowem. Również żona Belforta Naomi Lapaglia (Margot Robbie) bardziej stanowiła w "Wilku..." seksowną ozdóbkę niż poważny trybik. A szkoda, bo nie można żadnemu z zebranych w filmie aktorów odmówić talentu. Po prostu scenariusz tego nie wykorzystał.

"Wilk..." jest bardzo niegrzeczny. Takiej ilości bezpruderyjnej nagości już dawno nie było na ekranie (może tylko w serialu "Gra o tron"), na szczęście bardzo seksownej i wysmakowanej. Wszystko zostało tutaj wykorzystane bardzo umiejętnie, podkręcając tylko beztroski klimat i emocje targające bohaterami, choć nie zapominajmy o tym, że dla nich i tak największym afrodyzjakiem są pieniądze.

Martin Scorsese opowiedział nam niesamowitą bajkę o amerykańskim śnie, lekką, choć z pazurem i pełną mocnych dialogów. Historię skrojoną w sam raz na nasze czasy. W swojej klasie jest to prawdziwe arcydzieło.