Każdy, kto pamięta, jak lata temu na targowiskach wśród płatków śniegu tłumy przebierały w bożonarodzeniowych drzewkach, w tę w sobotę koło południa mógł być zdziwiony. Na targu przy ul. Śląskiej choinek owszem, pełno, ale wśród nich kręci się tylko kilka osób.
- Ile to?– pyta klientka o dużego, ładnego świerka. – 80 zł – odpowiada sprzedawca. - E, panie... – wybrzydza kobieta i szuka czegoś mniejszego.
Za duże, ładne drzewko trzeba dać około 80. zł. Choinki są różne, i w ziemi, i cięte. Ich ceny wahają się od 50 do 180 zł.
- Czasy, kiedy wszyscy kupowali wielkie drzewka, już minęły. Zmieniły się zwyczaje, a i pieniędzy coraz mniej – mówi pan Jan, sprzedawca, który przyjechał z choinkami z plantacji pod Radomiem. – Dziś wiele osób kupuje małą metrową choineczkę, albo te wszystkie stroiki na targach. No i markety robią swoje...
Rzeczywiście, różnego rodzaju stroików, bukietów z gałęzi zatrzęsienie, w cenach od 8 do 25 zł. A w dyskontach świerki w ziemi po 29,99, albo 39,99 zł.
Sprzedawcy karpi na targowiskach też narzekają. Rybę można kupić tu za 12 - 15 zł za kilogram. Tymczasem w marketach - nawet poniżej 10 zł. Radomianie wybierają tańszą opcję.
Odwiedziliśmy w sobotę radomskie targi i markety. Obliczyć to trudno, ale ewidentnie kupujących jest o wiele mniej niż w zeszłych latach.
- Wcale się nie dziwię – mówi radomianin Marek Sitarski. – Ja i żona mamy pracę, więc w tym roku na święta pewnie wydamy około tysiąca złotych. Prezenty dla nas i dziecka, choinka, jedzenie, alkohol... Ale u wielu moich znajomych tak różowo już nie będzie. Ze znalezieniem pracy nie było tak źle od lat...
- Przyznaję, że co roku na dobre jedzenie przed świętami wydaję sporo i w tym roku się to nie zmieniło. O proszę, właśnie kupiłam perliczkę, to taki luksus – opowiada Jadwiga Zarębska, emerytka z Radomia. – Ale z roku na rok na pewno mniej wydajemy z rodziną na prezenty, jest dużo skromniej niż parę lat temu.
- Trudno powiedzieć, ile wydam przed świętami, ale te kilkaset zł więcej pewnie tak – przyznaje pani Ania, sprzedająca pieczywo przy Śląskiej. – I to wszystko raczej na jedzenie. Prezenty są naprawdę symboliczne. Od lat mąż jest bezrobotny, człowiek z trudem wiąże koniec z końcem.