Pan redaktor występuje jako tajny współpracownik na liście Wildsteina. Po upadku komuny leżał krzyżem przed biskupem radomskim, był to rok 1990. Straszne zamieszanie, jak Pan premier Mazowiecki na informację , że UB w Polsce od kilku tygodni pali akta kapusiów i donosicieli odparł : Niech palą , zaoszczędzimy na węglu, a poza tym nie mają czasu na to aby sie "Nami " zajmować. Potem sie okazało, ze Mazowiecki sam był niekiepsko obciążony w swoich papierach. W tych latach to lokalny biskup miał władzę samodzierżcy , wydawał opinie we wszystkich sprawach jak np. , kto dosyanie koncesje na alkohol, kto godzien zostać u redakcji Słowa Ludu itp., a kto odchodzi