"Po dojechaniu na miejsce strażacy nasłuchiwali wołania kobiety. - Strażacy używali też sygnałów dźwiękowych. W tym czasie, dyżurny, który był w telefonicznym kontakcie z kobietą, przekazywał informacje dowódcy, w którą stronę mają się udać strażacy. Dzięki tej współpracy po niespełna pół godzinie udało się odnaleźć poszkodowaną". Gdyby dotarli na miejsce, jak jest napisane w pierwszym zdaniu, to nie musieliby tej kobiety szukać 30 minut.