Źle się dzieję na rynku pracy - a właściwie to na rynku na którym można by sobie pochałturzyć. Kiedyś, każdy prezenter, bądź dziennikarz mógł sobie wyskoczyć i poprowadzić jakąś imprezę.
Wiecie, a to otwarcie hipermarketu, a to jakiś sylwester. Dzięki temu, najpopularniejsi, mogli zgarnąć nawet 25 tysięcy złotych za jeden wieczór konferansjerki. Jak możecie się domyślać - to nie są małe pieniądze.
"Rynek zmienia się dynamicznie. Na przestrzeni lat można zaobserwować spadek zarobków za chałtury, ale ogólnie jest to spowodowane robieniem cięć i tym że gwiazdy są elastyczne cenowo. Złote czasy minęły bezpowrotnie, poza tym jest tak duża konkurencja wśród celebrytów, że sami zaniżają ceny, żeby mieć pracę. - komentuje medioznawca Wojciech Szalkiewicz."
Czytamy w Super Expressie. W ten sposób ceny nie tylko spadły, ale zostały zmniejszone właściwie o połowę. Kiedyś dwójka najchętniej rozchwytywanych prezenterów - Dorota Wellman i Marcin Prokop, mogli liczyć nawet na 40 tysięcy złotych na głowę. Teraz, mogą dostać w porywach 15 tysięcy. Podobnie jest zresztą z innymi: Grażyna Torbicka z 30 tysięcy zeszła na 15 tysięcy, a Hubert Urbański zgarnie co najwyżej 8 tysięcy złotych.
Bieda, Panie. Oj, bieda.