„To wspinanie to jest nieprzemijająca ucieczka od świata, ich życie zastępcze. Nie dodatkowe i pozwalające odreagować, kompensować trudną codzienność, ale życie zamiast, życie osobne. Powrót himalaisty do domu, do żony, rodziny, jest wymuszonym zanurzeniem w fikcję i fałszywą codzienność. Prawdziwe życie ma tylko tam. W górach. (…) Ale to jest puste życie, dlatego tak łatwo przychodzi im ryzyko” - twierdzi Hołówka.
Czy ja dobrze rozumiem, że filozof przeciwstawia górskim wyprawom zmianę niemowlakowi pieluch? Stanie w kolejce w mięsnym? Kupowanie meblościanki? Nerwy w korkach w drodze do pracy?
Czym jest prawdziwe życie? Oto jest pytanie!
Jestem pewien, że sam Hołówka spędził w życiu więcej godzin na analizie dzieł Platona, Hegla i Heideggera, niż przeciętny himalaista na wyprawach w góry. Czy zanurzanie się w abstrakcji filozoficznych rozważań jest życiem prawdziwym? - Ja z tego żyję i zarabiam na rodzinę – mógłby odpowiedzieć Hołówka. Ale przecież himalaiści też się z wypraw utrzymują...
A choćby autor wywiadu Hugo-Bader - pamiętam jego reportaż, który napisał po przebraniu się za warszawskiego kloszarda i próbie egzystowania kilku dni na ulicy. To było prawdziwe życie? Żeby chociaż spróbował być żebrakiem zimą, a nie upalnym latem...
Ani ja nie zamierzam bronić himalaistów, których nie znam, ani Hołówki krytykować, do którego jeszcze ze studenckich czasów szacunek mi pozostał. Ale temat jest godny rozważań.
Ciężka sprawa z tym prawdziwym życiem. Ostatnio spędziłem dziewięć dni na mazurskiej wsi. Pływałem w zimnym jeziorze, patrzyłem na bociany kołujące nad domem, spacerowałem po lesie. Miałem czas oddychać, zachwycić się widokiem, ciszy posłuchać, pomyśleć. A dziś, po powrocie z urlopu zajmuję się przeglądaniem wszelakich mediów i statystyk, tworzeniem i redagowaniem różnych tekstów, co przeważnie sprowadza się do ślęczenia przed komputerem i pogłębiania wady wzroku - taka praca. Tylko co tu jest realnym życiem? Mam wrażenie, że te kilka dni wolnego było o wiele prawdziwsze od pozostałych 360 w roku. No ale przecież zarabiam na rodzinę... Och, szkoda, że nie mam telefonu do Hołówki – jak rozstrzygnąłby ten filozoficzny przecież dylemat?
Gdyby się nad tym zastanowić, to życie większości ludzi – przynajmniej w naszej cywilizacji – sprowadza się do ucieczki od rzeczywistości. Czytanie beletrystycznej książki, oglądanie filmu, wizyta w galerii (nie, nie handlowej...), alkoholowa impreza ze znajomymi, wycieczka do Egiptu, kibicowanie swojej drużynie podczas meczu, przeglądanie Facebooka, przemierzanie wirtualnych krain w grze komputerowej, wgapianie się w telewizor... - toż to wszystko eskapizm w czystej postaci!
Najwyraźniej ciężko nam wytrzymać ze sobą w tzw. szarym życiu, zarabiając na chleb, robiąc z tegoż kanapki, ubierając dziecko do przedszkola, odrabiając lekcje, rozmawiając z mechanikiem o naprawie samochodu...
A propos ucieczki od rzeczywistości - Polska przeżywa rewolucję narkotykową. Już trzykrotnie przebijamy średnią europejską w używaniu amfetaminy, rośnie u nas – w przeciwieństwie do reszty świata – użycie ecstasy, uwielbiamy też marihuanę. Rośnie nowe pokolenie, które od gimnazjum ma na sztandarach wypisaną ucieczkę od tego świata – szybką i prostą, za pomocą tabletki czy grama proszku.
Czym jest życie prawdziwe? Koncepcje są różne. Mój kolega twierdzi, że życie - po prostu - to codziennie zmaganie się z idiotami. Niestety, im dłużej żyję, tym bardziej ta koncepcja wydaje mi się nadzwyczaj błyskotliwa. Do tych, którzy się zmagają, mam tylko jedną prośbę: walczcie dalej, nie uciekajcie w wirtualne światy, bo w tym realnym zostaną sami idioci.