NIC SIĘ NIE STAŁO, PANOWIE, NIC SIĘ NIE STAŁO...
Do Radomia zjechał z początkiem tygodnia sam Waldemar Pawlak, obecnie prezes Fundacji Polski Kongres Gospodarczy (zaznaczam, że obecnie, bo funkcji on ci sprawował wiele i łatwo się pogubić) i wygłosił do samorządowców krótkie, mocne i pełne żaru przemówienie, które miało ich natchnąć do stawiania gdzie się tylko da słonecznych paneli, wodnych turbin i wiatrowych wiatraków. Szło to mniej więcej tak:
- To kolejna konferencja poświęcona rozwojowi energetyki odnawialnej. Chcemy pokazać najnowsze rozwiązania w tej dziedzinie, ale też poznać opinie samorządowców. Apeluję do gospodarzy gmin, by nie czekali na europejskie i krajowe rozwiązania, tylko inwestowali w energię odnawialną. To przyniesie wam pieniądze i uniezależni od zewnętrznych źródeł energii!Mnie osobiście (bo byłem na miejscu i słyszałem – inaczej bym nie uwierzył) natchnęła zwłaszcza konstatacja o uniezależnieniu się od zewnętrznych źródeł energii. Bo w końcu powiedział to gość, który uzależnił cały kraj od rosyjskiego gazu.
To prawdziwe kuriozum. Oto polski wicepremier i minister gospodarki podpisuje umowę, według której aż do 2022 mamy kupować od Rosji więcej gazu niż potrzebujemy, bez prawa odsprzedaży. Więc przez lata niepotrzebne ilości gazu będziemy musieli magazynować i nie będziemy mogli ich sprzedać. A wszystko w przeddzień uruchomienia wydobycia gazu łupkowego w Polsce.
Ktoś mi tu może zarzucić, że odkrywam Amerykę, ale problem polega właśnie na tym, że... właściwie nic się nie stało. Uzależnienie od – jak się ostatnio po raz kolejny okazuje – niebezpiecznego, agresywnego kraju, straty miliardów złotych, to widocznie nie jest powód dla mediów, żeby codziennie o tym grzmieć – aż do jakiegokolwiek skutku, choćby była do dymisja rządu.
Jeszcze dwa miesiące temu Jarosław Gowin domagał się ujawnienia szczegółów umowy gazowej z Rosją. „Gazeta Wyborcza” donosiła wtedy, że resort gospodarki utajnił szczegóły porozumienia. Tyle w temacie. A Waldemar Pawlak jeździ sobie z konferencjami po polskich miastach i zachęca wójtów, żeby stawiali wiatraki i montowali wodne turbiny na rzekach. Ale po co, skoro załatwił nam tyle gazu?
A wracając do spotkania w
Radomiu, to dość przytomnie zareagował starosta radomski Mirosław
Ślifirczyk, zauważając że wszystko pięknie, ale przydałyby się
w końcu regulacje prawne na temat stawiania elektrowni wiatrowych.
Bo jest zrozumiałe, że gospodarze gmin chętnie na swoim terenie
nowe inwestycje przyjmują, ale protestów mieszkańców jest coraz
więcej (ostatnio zwłaszcza w rejonie Iłży) – ludzie po prostu
boją się o swoje zdrowie. Tymczasem przepisy nie mówią nawet o
odległości, w jakiej prądotwórcze maszyny powinny stać od
mieszkalnych zabudowań.
No cóż, ustawodawca nie pomyślał. Jak zwykle, chciałoby się powiedzieć. Od siebie dodam, że nie pomyślał też o innej sprawie. Jeśli pojadą dziś Państwo np. do Pakosławia, zobaczą zupełnie zmieniony (zdemolowany?) krajobraz – kilkadziesiąt potężnych wiatraków góruje tu nad okolicą. To tak można? W końcu żeby postawić głupi baner reklamowy w centrum miasta, trzeba na to zgody konserwatora zabytków. A tu ot tak, przebudowuje się całe połacie kraju?
Na pocieszenie mamy jedno – szybko nie zmieni się krajobraz na linii kolejowej Radom – Warszawa. Według ostatnich zapewnień ministerstwa, jej remont zakończy się jednak dopiero w 2019 roku. I jak się przesunie to jeszcze o 3 lata, Waldemar Pawlak będzie mógł podpisać z Rosjanami nową umowę wiązaną na kupno gazu – dodatkowe miliardy sześcienne do napędu pociągów na nowej trasie. To że jeżdżą one na prąd, nie ma przecież znaczenia. Prąd w tym czasie będą wytwarzały wodne turbiny na Radomce.
Sebastian Równy