Nastały nam wreszcie dni szczęśliwości i chwały, wreszcie co miało być zbudowane, zbudowane będzie, co się miało wznieść – się wzniesie, co udać się dotąd nie mogło – uda się jak diabli. Dziennikarze już nie nadążają z enumeracją kolejnych milionów euro dla radomskiego ludu, zakończonych szczęśliwie inwestycji, piętrzących się stron przygotowanych wreszcie (i to z wizualizacjami!) planów świetlanej przyszłości.
Nie żebym drwił, nie żebym miał pretensje. Broń Boże! Cieszę się niezmiernie. Na przykład, że co drugi dzień mam teraz sposobność spotykać na ulicach Radomia marszałek Ewę Kopacz. Kilka lat o niej ani słychu, ani widu. Tylko w telewizorze ją mogłem zobaczyć, w wielkiej polityce... Tęskniłem. A teraz proszę – i kamień węgielny pod nowy Sanepid wmurowała, i na otwarcie CPR przyjechała, i świetlicę socjoterapeutyczną odwiedziła, i samorządowcom powiedziała o wielkiej kasie z unii, i osobiście skomentowała, że rozszerzyli nam specjalną strefę i jaka to wielka radość i tysiąc miejsc pracy. Spodziewam się, że w najbliższych miesiącach będzie odwiedzała radomskie przedszkola, by posłuchać jak starszaki śpiewają „Idziemy na jagody”, że będzie wizytować przychodnie, że będzie pocieszać emerytów w kolejkach po numerek.
Jako wielbiciel kobiet na wysokich szpilkach i w dobrze leżących garsonkach jestem zachwycony.
Na tym tle, przyznam, prezydent Radomia cosik niemrawy. A to list napisze do premiera Tuska, a to spotyka się z mieszkańcami na konsultacjach... Listu premier nie przeczyta, na konsultacje przychodzą sami konsultanci... Doprawdy, w dziedzinie PR trzeba tu się jeszcze sporo nauczyć.
Ach, wybory! Jak to genialnie obmyślone. Może się nie dziać nic, może wszystko leżeć odłogiem, ale raz na te parę lat po prostu ruszyć musi, no musi! I proszę, rusza! I proszę, jest! Działa!
I pojawia się myśl, że gdyby wyborów nie było, nie było by nic. I wniosek stąd – a gdyby wybory były ciągle? Ha!
Wyborami zdaje się nie przejmować tylko minister Elżbieta Bieńkowska, która mówi prawdę. Nie wiem, czy w każdej sytuacji, ale najwyraźniej częściej niż to wypada. Prawda jak wiadomo jest dla osoby publicznej, polityka zwłaszcza, czymś w rodzaju ptasiej kupy na marynarce, albo przyklejonej na plecach karteczki z napisem „Jestem kretynem!”.
A Bieńkowska w najlepsze opowiada dziennikarzom, że ma na placach wytatuowane słońce, a w Polsce jest klimat... jaki jest. Co może nie stanowi stwierdzenia wyjątkowo odkrywczego, ale zapewne bardziej przystającego do stanu faktycznego, niż „jesteśmy zieloną wyspą”, albo „wybudujemy 3 miliony mieszkań”.
Czym innym są jednak dywagacje na temat klimatu, a czym innym zadanie sobie pytania, dlaczego pociągi stają, kiedy robi się brzydka pogoda. Pogoda taka, że każdy pociąg stanąć musi, czy pociąg taki zdezelowany, że staje przy byle pogodzie?
Pytanie jest o tyle zasadne, że np. od dawna już fachowcy od energetyki ostrzegają, że bez generalnego remontu w ciągu najbliższych kilku – kilkunastu lat paść muszą sieci energetyczne, głównie we wschodniej części kraju (ponad 30 proc. linii energetycznych w Polsce ma już więcej niż 30 lat). Oczywiście nikt tym remontem obecnie się nie zajmuje - trzeba by na to wydać ponad 55 mld zł. I wyobrażam sobie, że pewnej zimy jednej nocy połowa województwa traci prąd, powiedzmy na pół roku. Co wtedy? Sorry, taki klimat?
Oczywiście teraz nie czas sobie takimi pytaniami głowy zaprzątać. Teraz się otwiera, co się tylko udało wykończyć, teraz się obiecuje, co tylko udało się wymyślić (49 województw – jak oni na to wpadli?), teraz się człek musi załapać na jakąś listę, najlepiej z jedynką. „Jeśli tacy ludzie jak Ziobro czy Kurski są europarlamentarzystami, którzy są nacjonalistami i cynikami, to dlaczego ja nie mogę być?” – tak tłumaczył Kazimierz Kutz swoją kandydaturę do Parlamentu Europejskiego z listy... Twojego Ruchu. I ten człowiek zrobił kiedyś „Perłę w koronie”?