BEZ PAMIĘCI
Tydzień temu senator Stanisław Karczewski zwołał konferencję prasową, na której mimochodem wspomniał, że zagrożone jest istnienie jednego z ważniejszych oddziałów szpitala na Józefowie. – Którego? – spytali dziennikarze. – To nieoficjalne informacje, wolałbym ich nie ujawniać – odpowiedział grzecznie senator Karczewski. Dziennikarze zadzwonili więc do szpitala. – Nic nie wiem o zamykaniu jakiegokolwiek oddziału w szpitalu. Wręcz przeciwnie - staramy się właśnie o uruchomienie drugiego odcinka onkologii – zdziwiła się dyrektor Bożenna Pacholczak.
I bądź tu człowieku mądry. Ani to sprawdzić, ani to skontrolować. Robota taka, że trzeba pisać już następne teksty, więc wysyła się w eter takie nie wiadomo co. Kto tu z kogo robi idiotę? Mam swoje typy, ale na potwierdzenie typów – nic. Czas pokaże? Owszem, pokaże. Ale co z tego? Osoby publiczne mogą sobie wygadywać co chcą między innymi dlatego, że wszyscy dziś mamy strasznie krótką pamięć – i jako czytelnicy i jako dziennikarze. Wypomnieć kto co tam mówił rok temu, nawet miesiąc temu? No można, w końcu dziennikarze notatki robią, czasami nawet coś tam nagrywają. Ale czy w odbiorcach tej medialnej papki, którą tworzymy, nie zanikła już dawno chęć porównywania, syntezy? Trudno o taką, jeśli się w głowie nie magazynuje faktów. A my umiejętności magazynowania pozbyliśmy się lekko, bez żalu.
Widzowie starożytnego teatru ateńskiego potrafili ponoć zapamiętywać treść obejrzanej sztuki. Jeszcze moi starzy profesorowie (starzy, dobrzy profesorowie, urodzeni przed erą telewizora, komórki i komputera) znali po kilkanaście języków obcych i przechowywali w głowach całe biblioteki, cytowali z pamięci dowolny fragment z łacińskiej czy greckiej literatury. Ostatnie pół wieku zmiotło takie cuda z powierzchni ziemi. W zawrotnym tempie wkroczyliśmy w erę kultury obrazkowej. Potrafimy naraz przyswajać dużo informacji, ale te informacje wyciekają z nas jak z dziurawego wiadra.
A propos zalewu informacji – niedawno w „Łaźni” odbyło się spotkanie (przyszło parę osób) z Aleksandrą Stępień, prezes warszawskiego stowarzyszenia Miasto Moje A w Nim. Stępień dowodziła, że brzydka, nachalna i wszechobecna reklama przynosi skutek odwrotny od zamierzonego – odpycha i dezinformuje ludzi. Wystarczy przejść się po radomskich ulicach (polecam zwłaszcza tereny wokół Odlewmaszu), żeby przekonać się, że żyjemy w przestrzeni właśnie odpychającej i dezinformującej.
W tej sytuacji odpowiedzialność za słowa musi tanieć. Tydzień temu konferencję zwołały również osoby skupione wokół Stowarzyszenia Kupców Polskich. Było o planie zagospodarowania Brzustówki, który w końcu uchwalili radni. Dowiedzieliśmy się, że radny Kazimierz Woźniak przypadkiem w głosowaniu udziału nie wziął, bo wyszedł zadzwonić. Dlaczego radny Włodzimierz Bojarski wstrzymał się od głosu? – Bo... zmienił się porządek obrad – wyjaśniał Jerzy Grosicki, szef radomskich struktur PSL.
Dziennikarze zaczęli się zastanawiać, co to ma do rzeczy, kiedy swoje dołożył Henryk Dudek, prezes SKP w Radomiu.
- Zastanawiające jest to, że radni, którzy wcześniej byli przeciw temu planowi, teraz zagłosowali za. Co jest powodem zmiany tego stanowiska? Możemy się tylko domyślać...
No owszem, możemy się domyślać...