Na razie młodzieżówka liczy pięciu uczniów szkół średnich. Niedługo powstanie na Facebooku fanpage, dzięki któremu młodzież będzie mogła zgłaszać się do organizacji.
- Młodzieżówkę powołaliśmy, bo młodzi ludzie sami zgłosili się do nas z taką potrzebą. Są to osoby nieskażone socjalizmem, niezwykle dojrzałe, ambitne, aktywne. Chcą coś robić dla miasta - przekonywał na wtorkowym (23 września) spotkaniu z dziennikarzami Krystian Łagowski z KNP. - Niestety dziś nie mogli przyjść na konferencję i nie możemy ich przedstawić, zatrzymały ich szkolne obowiązki.
Młodych chce też wspierać Ireneusz Kobrzycki, znany radomianom, m.in. z kwest i imprez historycznych.
- Husaria to synonim naszej chwały, potęgi, zwycięstwa. Tymczasem Polacy upamiętniają głównie przegrane bitwy i klęski. Powinniśmy popularyzować nasz dorobek, podkreślać naszą tożsamość. Chodzi o ot, żeby młodzież byłą dumna ze swojego kraju, żeby nie małpowała np. zachodnich wzorców i nie emigrowała. Ja sam spędziłem lata na Zachodzie, jednak wróciłem. Finansowo jest gorzej, ale przecież tu są moje korzenie - mówi Ireneusz Kobrzycki.
Podczas konferencji prasowej kandydatka na radną Ilona Lipińska zwróciła z kolei uwagę na bałagan z remontami ulic w Radomiu.
- Mieszkańcy skarżą się nam, że ulice są remontowane w krótkim czasie kilkukrotnie, albo że prace przeciągają się w nieskończoność. Tracą na tym mieszkańcy i przedsiębiorcy. Tak dzieje się np. na ul. Czystej, Miłej, Staroopatowskiej. Teraz okazuje się, że na 1 listopada nie zostanie otwarta ul. Limanowskiego! Dlatego pytam: kto odpowiada za koordynację prac wodociągowych i drogowych w mieście?
Z kolei szef radomskiego KNP Waldemar Rajca przypomniał, że jego ugrupowanie jest prowolnościowe i chce, żeby każdy mógł decydować o swoich dzieciach, pracy, bezpieczeństwie. Zwraca też uwagę na przerost kadry urzędniczej w Radomiu.
- Pod koniec 2013 roku w magistracie pracowało 731 urzędników. We wrześniu 2014 r. było ich już 754! Jakie to są straty! Przecież każdy z nich kosztuje nas kilka tysięcy zł miesięcznie! - mówił Waldemar Rajca. - Urzędnik niczego nie wytwarza, żyje z pracy innych ludzi. I potem dochodzi do takich sytuacji, jak druk biuletynu za 100 tys. zł, za które można by stworzyć kilka miejsc pracy.