Dyrektorzy radomskich placówek oświatowych szykują już siatki godzin na nadchodzący rok szkolny.Czy powtórzy się sytuacja z ubiegłego roku, kiedy to etatowe cięcia dotknęły ponad 300 nauczycieli w naszym mieście? (pisaliśmy o tym TUTAJ).
Najgorzej w gimnazjach
Radomski ZNP ma w tej chwili 109 zgłoszeń o planowanych zwolnieniach i 111 o ograniczeniach wymiaru etatu.
- Aż tylu zwolnień nie będzie. Niektóre z tych informacji nie potwierdzają się, dyrektorzy na własną rękę starają się zminimalizować zwolnienia – mówi Tomasz Korczak, prezes radomskiego oddziału ZNP. - Wiele wyjaśni się dopiero w sierpniu, kiedy będzie wiadomo, ilu uczniów zdecydowało się na naukę w danej placówce. Dużo będzie zależało również od tego, ilu uczniów spoza Radomia zdecyduje się na naukę w naszym mieście. Wówczas będzie oficjalnie wiadomo ilu nauczycieli straci pracę, a ilu będzie miało ograniczone etaty.
Korczak zapewnia, że ZNP stara się podjąć wszelkie działania, aby ograniczyć zwolnienia. Szuka np. „końcówek etatów”, sprawdza kryteria doboru pracowników do zwolnienia. Miasto ma również narzędzia, aby graniczyć falę zwolnień, na przykład nie rekomendować tak oddziałów z dużą ilością uczniów.
- Najtrudniejsza sytuacja jest w gimnazjach, ale widzimy duże zrozumienie wśród nauczycieli. Godzą się oni na ograniczenie godzin, tak aby koleżanka nie została zwolniona, ponieważ jest nadzieja, że w następnym roku powstanie dodatkowy oddział. Dzięki takim działaniom nauczyciel nie wypada z rynku pracy – mówi Tomasz Korczak.
Wiceprezydent uspokaja
Wiceprezydent Ryszard Fałek gasi jednak nadzieje Janusza Korczaka na tworzenie większej ilości mniejszych klas.
- Nie możemy zgodzić się na proponowane rozwiązania, aby klasy były mniej
liczne, ponieważ subwencję oświatową dostajemy na ucznia. Obecnie na
edukację dokładamy z budżetu miasta 100 - 110 mln zł. Jeżeli klasy
byłyby mniejsze, wówczas musieli byśmy dokładać 130 mln lub więcej -
stwierdza wiceprezydent i jednocześnie uspakaja, że cięcia etatowe rzeczywiście nie będą tak duże, jak dziś deklarują dyrektorzy szkół.
- Dyrektorzy są zobowiązani do końca kwietnia zadeklarować ilu nauczycieli będą potrzebowali, my musimy to zatwierdzić. Problem polega na tym, że wówczas nie znamy jeszcze wyników rekrutacji do szkół, dlatego dyrektorzy asekuracyjnie zakładają, że utworzą mniej oddziałów. Gdyby faktycznie zadeklarowali np. pięć oddziałów, a po zakończeniu rekrutacji okazałoby się, że utworzą tylko trzy, musieliby płacić nauczycielom, którzy nie mieliby co robić. Dlatego teraz wręczają nauczycielom wypowiedzenia i obcinają godziny, a te decyzje będą później cofali. Dopiero w sierpniu, po zakończeniu rekrutacji dokładnie będzie wiadomo, ilu nauczycieli potrzeba w danej szkole, dlatego cały ten proces deklaracji dyrektorów powinien być przesunięty - mówi wiceprezydent Ryszard Fałek. - Zapewne nie będzie tyle zwolnień ile jest w tym momencie deklaracji, ale za każdym razem powtarzam: liczba potrzebnych nauczycieli jest uzależniona od liczby uczniów - stwierdził.