Premierowy spektakl radomskiego teatru łączy w sobie cztery jednoaktówki Samuela Becketta: "Kroki", "Kołysankę", "Katastrofę" i "Przychodzić i odchodzić". Irlandzki dramaturg, prozaik i noblista nie bez powodu został uznany za twórcę teatru absurdu i ten właśnie absurd i skrajny pesymizm zobaczyć możemy w przedstawieniu "Beckett". I nie tylko... Każde zdanie, gest, mimika, ruch sceniczny aktorów podkreśla zarazem bezsensowność ludzkiej egzystencji. W spektaklu przenosimy się w groteskowe i przerysowane życie bohaterów sztuki, których dręczy samotność czy doświadczenie choroby - aż przyjdzie śmierć.
W każdej z jednoaktówek świat przedstawiony zdaje się być niedookreślony, ale też czas i miejsce nie odgrywają tu żadnej roli. Czas jest trwaniem bez przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości. Akcja dzieje się tu i teraz, w obrębie kwestii postaci mówiącej.
Podkreśla to również praktyczny brak scenografii, gdzie najważniejszą rolę ogrywa człowiek. Na scenie zobaczymy jedynie fotel bujany, drewniane krzesło, mały postument. Obserwować mamy przecież wewnętrzny dramat. Nieważne są w tym spektaklu cechy indywidualne czy tożsamość postaci. Ważny staje się jej uniwersalizm - każdy z nas mógłby się znaleźć w sytuacji odgrywanej przez danego bohatera.
Waldemar Śmigasiewicz z wielką precyzją oddał na deskach teatru wizję absurdalnej rzeczywistości, zawartą w czterech jednoaktówkach. Podczas "Kroków" na scenie pojawiła się w podartym długim płaszczu kobieta, która poruszała się jedynie po oświetlonej krótkiej drodze - wówczas widz skupiał się na rozdzierających, samotnych krokach. Dźwięk stukotu jej butów towarzyszył rozmowie z niedołężną matką.
Następnie na scenę wkroczyła Danuta Dolecka, która zasiadając na fotelu bujanym wcieliła się w osamotnioną, czekającą na śmierć kobietę. To właśnie "Kołysanka" w rytm, której czeka się na pożegnanie życia. Czarę goryczy dopełnia "Katastrofa", gdzie w ciemnościach trzy postacie przygotowują przedstawienie: Reżyser, Asystentka i Aktor, stojący w czarnym płaszczu na postumencie. Asystentka porusza się po ciemnej scenie, wykonując polecenia Reżysera. Postaci znajdują się w trzech oświetlonych punktach, tworzących wierzchołki trójkąta. W ich role wcielili się: Adam Majewski, Katarzyna Dorosińska i Robert Mazurek. Na koniec Reżyser z widowni ocenia efekty swojej pracy, mówiąc: "No to mamy tę nasza
katastrofę". Wówczas nieruchomy dotąd Aktor podnosi głowę. I to jeszcze nie koniec. Na scenie rozgrywa się jednoaktówka "Przychodzić i odchodzić" - pesymistyczny wymiar rzeczywistości zostaje potrojony. A to za sprawą trzech kobiet, które zasiadając na drewnianej ławce, prowadzą pozorny dialog.
W spektaklu reżyser Waldemar Śmigasiewicz nie próbuje rozwikłać tajemniczości Beckettowskiej sztuki, ale pozostawia tę możliwość widzom spektaklu. A pytań pozostaje wiele.
Przedstawienie "Beckett" w najbliższym czasie możemy zobaczyć w radomskim teatrze 5, 6, 8, 9 stycznia.