Mecz z Ruchem tak naprawdę skończył się, zanim się zaczął. Czerwona kartka w pierwszych minutach spotkania ustawiła to spotkanie. Wprawdzie w meczu z GKS-em Bełchatów Radomiak mimo gry w osłabieniu potrafił przycisnąć rywala, ale ciężko było oczekiwać, że to samo zrobi Ruch, który w tym sezonie gra zwyczajnie słabo. "Niebiescy" trochę powalczyli, ale za wiele nie byli w stanie zrobić. Zresztą, zero po stronie celnych strzałów w statystykach mówi samo za siebie.
http://www.cozadzien.pl/sport/radomiak-bezbarwny-ale-na-ruch-wystarczylo/51876
Złe początki, zgoda i dobre nastroje
Chorzowianie zasadniczo nie będą mieli dobrych wspomnień z meczów z Radomiakiem. U siebie dostali "gong" po 40 sekundach. Tutaj dokładnie po 1:40 musieli grać w osłabieniu, a gdyby nie faul, to pewnie też równie szybko straciliby gola. Dobrze podsumował to jeden z użytkowników forum kibiców Ruchu, kyjool: Ja pi***olę, 3 minuty i po szpilu...
Przed meczem przytaczaliśmy historię gier, z której wynikało, że mecze "Zielonych" z ekipą z Chorzowa aż trzykrotnie rozpoczynały się od gola w pierwszej minucie gry. To chyba ewenement na skalę krajową, że po raz kolejny mecz tych samych zespołów został "ustawiony" kilka chwil po jego rozpoczęciu. Druga w tym sezonie wygrana z Ruchem była zarazem przełamaniem złej passy w meczach prowadzonych przez sędziego Marcina Szczerbowicza. Po siedmiu spotkaniach bez wygranej wreszcie udało się dopiąć swego. Być może była to zasługa zakopania topora wojennego między arbitrem a trenerem Dariuszem Banasikiem, którego ten sam sędzia kilka miesięcy temu wyrzucił na trybuny w Grudziądzu? - Rozmawiałem z panem sędzią, chociaż uważam, że karny nam się należał po faulu na Rafale Makowskim, ale już nie będę tego roztrząsał. Ja bym chciał, żeby sędziowanie było profesjonalne, to jest liga ogólnopolska, zawodnicy z tego żyją, a nie zawsze tak jest. Czasami mnie też ponosi i krytykuje sędziów, w Grudziądzu wiadomo, jak to się skończyło. Dzisiaj poza tym jednym błędem myślę, że sędzia całkiem dobrze poprowadził te zawody, tak że pochwała wreszcie z mojej strony - skomentował z uśmiechem trener "Zielonych". Do zgody chyba faktycznie doszło, bo wygląda na to, że sędzia Marcin Szczerbowicz pokazał piłkarzom Radomiaka, ile razy oszukał ich w Grudziądzu.
Dobry humor tego dnia trzymał zresztą wszystkich. Trener zażartował też, że Maciej Świdzikowski strzelił to, czego nie strzelił Robert Lewandowski, bo w Radomiu jest... lepsze boisko niż w Gdańsku. Z kolei na trybunach, kibice popisali się ciętym dowcipem, wywieszając transparent CHorzy Wracają Do Pracy. Ciekawe, czy wracający z L4 docenią ten gest...
Autorem powyższego zdjęcia jest strona kibicowska TylkoRadomiak.pl. Więcej zdjęć ich autorstwa znajdziecie TUTAJ.
Im śpiewać nie kazano
Kibice zadbali o wyjątkową oprawę tego spotkania. Patriotyczna sektorówka i race stworzyły piękny klimat, który mógł się podobać wszystkim na stadionie. No właśnie, "na stadionie", to kluczowa część zdania. Poza nim stali kibice Ruchu, którym nie przypadło do gustu nic związanego z Polską i jej Niepodległością. Kiedy kibice zaintonowali hymn państwowy, a z krzesełek wstali wszyscy, nawet dziennikarze opisujący to spotkanie (przez co trochę umknęła nam bramka), grupa fanów z Chorzowa śpiewała: "Górny Śląsk", "Polska bez Śląska" i "ch*j z waszym polskim, jesteśmy narodem śląskim". Komentarz możecie dopowiedzieć sobie sami. Nie jest to oczywiście pierwszy taki incydent z udziałem kibiców Ruchu. Pomijając jednak kwestie światopoglądowe, czy kibicowskie, czasami można zachować się z honorem i szacunkiem. Ktoś powie, że hymn zaczęli śpiewać "rywale" i nie musieli się dołączać? Kiedy fani Radomiaka w Częstochowie zaintonowali hymn Polski, na niewielkim stadionie stał i śpiewał każdy. Ale trudno oczekiwać solidarności ponad podziałami od kogoś, kto podczas Euro 2016 atakował innych Polaków tylko dlatego, że kibicowali innemu klubowi.
Uzupełniając temat przybyszy z Chorzowa, w Radomiu stawiło się 440 osób, które nie weszły na sektor z powodu braku wystarczającej liczby miejsc. Niestety mecz mogli obejrzeć za darmo, bo ogrodzenie na stadionie MOSiR-u nie jest zasłonięte na stałe. Przed spotkaniem z Ruchem pracownicy klubu zawiesili na płocie banery, ale bardzo szybko wylądowały one na ziemi, podobnie, jak jedno z przęseł płotu, który jest zresztą tak trwały, jak śnieżny bałwan na Wyspach Kanaryjskich.
Szkoda tylko włożonej w to pracy i kolejnych złotówek, które uciekły z klubowego konta. Radomiaka dopingował wprawdzie wypełniony po brzegi stadion, ale wbrew pozorom, nie gwarantuje to dużego zastrzyku finansowego. Organizacja meczu podwyższonego ryzyka jest na tyle kosztowna, że w drugiej lidze nawet komplet publiczności nie pozwala na rekordowy zysk. Właśnie o tym w wywiadzie mówił prezes Grzegorz Gilewski, który często jest za te słowa atakowany.
"Tak naprawdę dzień meczowy i dochód z biletów, przy średnim koszcie biletu 10 zł, to nie są pieniądze, które mają znaczenie w budżecie. Musimy pamiętać o tym, że klub jako organizator zawodów musi pokrywać koszty ochrony i organizacji meczów, więc to nie jest coś, co ratuje klub. Chciałbym, żeby Radomiak grał w wyższej lidze, żeby przychodziło tylu kibiców, żeby to miało znaczenie. Niestety w drugiej lidze, mimo że jest 4000 widzów, co mnie bardzo cieszy i finansowo wygląda to dużo lepiej, nie ma to większego znaczenia dla klubowej kasy."
http://www.cozadzien.pl/zdjecia/radomiak-radom-20-ruch-chorzow-zdjecia/51891
Każdego w klubie cieszy obecność jak największej grupy fanów Radomiaka, jednak realia są brutalne. Po meczu z Widzewem, na który sprzedano wszystkie bilety, w kasie klubu po odjęciu kosztów organizacyjnych zostało tylko kilka tysięcy złotych. I była to raczej suma dalsza niż bliższa 10000.
Frekwencyjne wyzwanie
Skoro już o frekwencji to warto trochę podsumować. Tak się akurat złożyło, że mecz z Ruchem Chorzów był 10 w tym sezonie rozegranym przed własną publicznością, a w rok temu jesienią "Zieloni" zagrali u siebie 10 spotkań, więc można porównać liczby. Niestety bilans jest słabszy. W ubiegłym roku na trybuny przyszło jesienią łącznie 30013 osób, co dawało średnią 3000 widzów na mecz. W tym sezonie jest gorzej - łącznie 24483 kibiców i średnia 2660. Sprawcą regresu są cztery mecze z mniejszą niż 2000 fanów frekwencją. Dlatego, mimo dwóch kompletów (a nawet nadkompletów, bo przecież w przypadku meczu z Ruchem faktycznie widzów było 4290 wliczając kibiców gości plus fani Radomiaka zgromadzeni poza stadionem, m.in. na hotelowym balkonie), porównanie wypada słabiej.
Poprzedniej jesieni Radomiak zagrał jeden dodatkowy mecz domowy - z Gwardią Koszalin (2660 kibiców), a na trybuny czterokrotnie przyszło ponad 3000 osób. Teraz mecze "Zielonych" trzykrotnie zgromadziły taką liczbę fanów. To co, może warto postawić kibicom małe wyzwanie? Jako że mecz wypada tuż przed Mikołajkami, zróbmy pożyteczny zakład. Jeśli wy zmobilizujecie się na trybunach i na mecz przyjdzie więcej niż 3000 osób, ja przekażę 100 zł na wsparcie akcji "Zielony Mikołaj". Zakład stoi?