Poniedziałek, 29 lipca miał być najważniejszym dniem w najnowszej historii Broni Radom. Tego dnia miało odbyć się Walne Zebranie klubu, na którym kibice chcieli obalić obecne władze klubu. I rzeczywiście zebranie się odbyło, ale jego przebieg był skandaliczny. Zebranie rozpoczęło się o godz. 18, po tym, jak na sali zameldowali się wszyscy zainteresowani - a było ich ponad 100. Od początku opozycjoniści mówili jednak, że część osób, które pojawiły się tego dnia w hali MOSiR-u, była "słupami podstawionymi przez zarząd".
Obawy przeciwników obecnego zarządu podgrzało pierwsze głosowanie. Przewodniczącym wybrano kandydata zgłoszonego przez prezesa Artura Piechowicza, Jana Panka. Głosowało na niego 65 osób. Na kandydata opozycji, Andrzeja Stojka, zagłosowało 35 osób. Następnie przedstawiono plan zebrania i w zasadzie na tym się ono zakończyło. Wiktor Kupiec zgłosił bowiem prośbę o weryfikację deklaracji członkowskich osób obecnych na sali. Opozycjoniści chcieli się upewnić, czy wszyscy (a w szczególności osoby popierające obecny zarząd) są członkami stowarzyszenia i mogą brać udział w głosowaniu.
Wtedy zaczęła się awantura. Jan Panek za wszelką cenę nie chciał dopuścić do weryfikacji dokumentów potwierdzających tożsamość oraz deklaracji członkowskich. Dla opozycjonistów było to ważne, ponieważ wymagane wcześniej deklaracje były akceptowane przez zarząd klubu. Ten wiedział więc, jak liczna jest grupa osób, która chce zaprowadzić zmiany w klubie. Przed wejściem do sali rozdawano mandaty, przy pomocy których odbywały się głosowania. Panek twierdził więc, że to wystarczy, by potwierdzić uprawnienia do oddania głosu.
Opozycja nie chciała się z tym zgodzić. Kolejne osoby zabierały głos, apelując o okazanie deklaracji członkowskich. Bez nich - jak twierdzili - nawet głosowanie na przewodniczącego obrad jest nieważne. Rzeczywiście, na stronie klubu znajdziemy informację następującej treści: "wszystkie osoby które złożą deklarację zostaną przyjęte w poczet członków i będą mogły wziąć czynny udział w głosowaniu." Można wywnioskować, że bez deklaracji, nie można brać czynnego udziału w głosowaniu. Panek obstawiał jednak przy swoim. - Na podstawie mojej wiedzy są to członkowie stowarzyszenia - zarzekał się, broniąc osób popierających zarząd. - Podstawą jest tu statut, a nie pańska wiedza - twierdzili przedstawiciele opozycji.
Atmosfera robiła się napięta, a obydwie strony przerzucały się argumentami. Panek wciąż nie chciał dopuścić do sprawdzenia deklaracji; chciał za to, żeby... przegłosowano tę sprawę. Głosowanie - jak można zgadnąć - wskazało, że większość nie chce zostać sprawdzona. Opozycja twierdziła jednak, że głosowania są nieważne, bo nie można dowieść, że głosujący są do tego uprawnieni. Wydawało się, że przełom nastąpił kiedy jedna z osób popierających zarząd przyznała, że nie ma deklaracji członkowskiej. Przeciwnicy prezesa chcieli to wykorzystać i udowodnić, że nie wszyscy głosujący są do tego upoważnieni. - Co wam zależy? My mamy deklaracje, pokażcie swoje i możemy głosować - apelowali opozycjoniści.
Wtedy głos zabrał prezes Artur Piechowicz, który zaproponował... przełożenie walnego zebrania. - Żebyście sobie dodrukowali deklaracje? - pytali z sali opozycjoniści. Przewodniczący Jan Panek zarządził kolejne głosowanie, które znów okazało się zwycięskie dla frakcji rządzącej. Ci, którzy mieli zostać sprawdzeni pod kątem możliwości oddania głosu, zagłosowali więc najpierw, że sobie tego nie życzą, a potem, żeby zebranie przełożyć. Nowy termin wyznaczono na poniedziałek, 5 sierpnia. Jan Panek zapowiedział, że... konieczne będzie przyniesienie deklaracji członkowskich.
Opozycjoniści byli oburzeni. - W "Rejsie" takie głosowania były i w "Misiu"! Rysia Ochódzkiego wybierzcie na prezesa, druga KS Tęcza! - dało się usłyszeć wśród przeciwników Artura Piechowicza. - Przewodniczący wybrany nieważnymi głosami zarządza sobie kolejne głosowania - twierdziła kolejna osoba. - To były żony, kochanki i dzieci, naściągali sobie słupów. Oni nigdy nie byli na meczu Broni, nawet na treningach swoich mężów nie były - mówił jeden z rozżalonych opozycjonistów. Warto wspomnieć, że członkami wspominanej opozycji są m.in. były trener klubu, Artur Kupiec.
Podczas pierwszego zebrania, potencjalnym kandydatom do zarządu nie pozwolono nawet przedstawić wizji rozwoju klubu. Nie dowiedzieliśmy się więc, ani jak przebiegały poprzednie rządy, ani jakie są plany na kolejne lata. Opozycja twierdzi, że obecne władze nie są transparentne, a klub przestał się rozwijać i chcą to zmienić. Wygląda jednak na to, że nie będą mieli okazji, by dojść do władzy. Wątpliwe, by po usilnych staraniach przewodniczącego Panka, by nie dopuścić do sprawdzenia wymaganych deklaracji, osoby zainteresowane ponownie pojawiły się na obradach bez wymaganego dokumentu. Przeciwnicy prezesa Artura Piechowicza nie zamierzają jednak składać, nomen omen, broni. - Za rok tego klubu nie będzie, jeśli nic się nie zmieni - twierdzą.
Jako autor artykułu pragnę przeprosić pana Tomasza Dziubińskiego, którego omyłkowo umieściłem na liście opozycjonistów. Pomyliłem jedną z osób obecnych na zebraniu z panem Dziubińskim, którego tam nie było. Nie było to celowe działanie.
