Koszykarze HydroTrucku Radom do Włocławka wyruszyli z dużymi nadziejami. Choć bukmacherzy nie przyznawali im większych szans na triumf, to podopieczni Roberta Witki liczyli na podmęczenie swoich rywali. Gospodarze mieli w nogach środowy mecz w ramach koszykarskiej Ligi Mistrzów, który zakończyli na swoją korzyść.
W rozgrywkach Energa Basket Ligi w siedmiu meczach mistrzowie Polski doznali dwóch porażek, a pięć spotkań kończyli zwycięstwami. Przekonujące było zwłaszcza, to ostatnie odniesione nad GTK Gliwice, kiedy to podopieczni Igora Milicica wygrali różnicą 34. punktów.
Tymczasem mecz w we włocławskiej Hali Mistrzów doskonale wręcz rozpoczął się dla przyjezdnych. Po trzech minutach rywalizacji HydroTruck prowadził 11:2, dysponując niemalże stuprocentową skutecznością rzutów z gry. Wprawdzie następne cztery oczka uzyskali miejscowi, ale po celnym rzucie Carla Lindboma, z dystansu, w połowie kwarty było 14:6. Ten sam koszykarze trafił spod kosza półtorej minuty później i na świetlnej tablicy wyników było 19:10. Wprawdzie do końca kwarty otwarcia radomianie nie zdołali już zdobyć punktu, ale i tak wygrali tę część 19:!6.
W kolejną ćwiartkę lepiej weszli gospodarze, którzy w 15. minucie wyszli na trzypunktowe prowadzenie. Ostatecznie Anwil na przerwę schodził prowadząc 41:35, ale wynik mógłby być wyższy, gdyby nie celny rzut zza linii 7.25 m., Roda Camphora. To właśnie Amerykanin trafił do kosza na dwie sekundy przed końcową syreną i jednocześnie ustalił wynik pierwszych 20. minut.
Po kolejnej kwarcie wydawało się, że podopieczni trenera Witki nie będą w stanie sprawić niespodzianki, bowiem włocławianie wyszli na 13-punktowe prowadzenie.
Ambitna i pełna determinacja gra koszykarzy HydroTrucku w pierwszych minutach kwarty zamknięcie, spowodowała że po celnym rzucie Artura Mielczarka było 70:65 dla Anwilu, a do końca meczu niespełna cztery minuty. Właśnie wtedy sprawy w swoje ręce wzięli Amerykanie grający w obu drużynach. Najpierw celnie trafił Camphor, by w odpowiedzi piłkę w koszu radomian umieścił mający za sobą grę w NBA – Ricky Ledo. Kolejne punkty dla HydroTrucku uzyskał Caphor i na dwie minuty przed końcem gry było 72:69! Przed szansą zmniejszenia strat stanął m.in., Lindbom, ale nie wykorzystał dwóch rzutów wolnych. Jak się miało okazać, emocje we włocławskiej hali dopiero się zaczynały!
Na 60 sekund przed końcową syreną za „trzy” trafił Camphor, doprowadzając do remisu. W odpowiedzi Rolands Freimanis ponownie wyprowadził Anwil na prowadzenie, ale to nie trwało długo. Kolejnym celnym rzutem dystansowym popisali się radomianie, a właściwie Marcin Piechowicz i to HydroTruck prowadził jednym punktem. Jako, że obraz w kluczowych momentach zmieniał się niczym w przysłowiowym kalejdoskopie, to dwa rzuty wolne wykorzystał Chris Dowe. Piłkę mieli jednak radomianie, a w koszu umieścił ją Camphor, i na 12 sekund przed coraz mocniej pachniało sensacją.
Po stracie piłki koszykarzom Anwilu nie pozostało nic innego jak sfaulować Obie Trottera, a ten przewinienie zamienił na dwa kolejne punkty. Szybka odpowiedź miejscowych spowodowała, że tuż przed końcem było 80:78 dla radomian, którzy byli w posiadaniu piłki. Ponownie sfaulowany został Trotter, który nie zważając na ogłuszające gwizdy miejscowych fanów, pewnie wykorzystał dwa rzuty wolne i jednocześnie ustalił wynik meczu! Radomianie sprawili ogromną niespodziankę i zdobyli Halę Mistrzów!
Anwil Włocławek – HydroTruck Radom 78:82
Kwarty: 16:19, 25:16, 21:14, 16:33.
Anwil: Dowe 16, Ledo 12, Simon 9, Jones 8, Freimanis 15, Sulima 3, Wadowski 11, Szewczyk 2, Karolak 2.
HydroTruck: Trotter 14, Camphor 26, Bogucki 6, Lindbom 14, Mielczarek 13, Odigie 0, Piechowicz 9, Wall 0, Zegzuła 0.